Heh, przeczytałem kawałek tego tomiku i już zacząłem spisywać swoją kampanię. Mam już kilka stron i z czystym sumieniem mogę je tu wrzucić. To też zapowiada się niemały tomik
.
A oto co udało mi się do tej pory naskrobać:
Ewangelia Nowego Rodzaju
"Na początku było Słowo,
a Słowo było u Boga,
i Bogiem było Słowo.
Ono było na początku u Boga.
Wszystko przez Nie się stało,
a bez niego nic się nie stało,
co się stało."
Rozdział I: Bóg którego nie było
Sigmar. Nadzieja ludzi. Król. Człowiek wyniesiony do statusu boga. Czczony w każdym zakątku Starego Świata. Nie każdy jednak go uznawał, byli tacy którzy szczerze go nienawidzili. Nienawidzili za to, że marny człowiek poważył się na taką bezczelność. Ci sami ludzie postanowili zniszczyć cały jego kult, dosłownie, przy pomocy wszelkich dostępnych środków. Ci ludzie nazwali się Illuminati.
Utworzyli najtajniejszą organizację jaka kiedykolwiek istniała. Ich pierwotne cele ograniczyły się tylko do wniknięcia w szeregi kultu, co wyszło im nadzwyczaj dobrze. Niektórzy potrafili osiągnąć nawet status Wielkiego Teogonisty. Macki grupy rozgałęziły się bardzo szybko i udało im się wniknąć także w wiele innych instytucji, jak banki, gildie i zakony. Z wolna sieć została założona i Illuminaci byli gotowi do wykonania jednego precyzyjnego ciosu, który wyeliminował by cały kult. Niestety wewnętrzne rozłamy powstawały także i tutaj, dały one o sobie znać w chwili, która miała być ich największym triumfem. Niektórym nie spodobała się wizja tego, że mogą stracić uzyskane w wielkim trudzie stanowiska i przywileje, i wyłamali się z planu.
To zachwiało grupą, ale nie porzucono pierwotnego planu. Grupa największych radykałów zebrała się uzgodniła plan awaryjny. Postanowili zmieść wszystkich „niewiernych” z powierzchni ziemi, w sensie fizycznym. W tym celu przygotowali zaklęcie, potworny rytuał, który był by w stanie dokonać ogromnych zniszczeń. Spisany został w oprawionej w złote ramy księdze nazwanej przez nich „Kompendium Lamentacji”. Frazesy rytuału były tak biegle wplecione w modlitwy do Sigmara, że nikt nie był by wstanie ich wyłowić. Jedyną dziwną rzeczą mógł się wydawać symbol trójkąta widniejący na co niektórych stronach. Ten symbol, a w zasadzie to co oznaczał, stało się głównym elementem rytuału i w końcu znakiem rozpoznawczym grupy.
Każdy róg trójkąta symbolizował tak zwany personifikant. Personifikanty były częściami składowymi życia. Były to: ciało, umysł i najważniejsza, dusza. To właśnie one były głównymi składnikami rytuału. Nie mogły jednak pochodzić z istoty śmiertelnej. Musiały pochodzić od istoty, która dorównywała by swą potęgom bogom.
W tym celu sięgnęli ku pustce i zrodzonym z niej istotą. Z domeny Chaosu za pomocą przerażających mocy wydarli jednego z Demonicznych Książąt: Sachiela, którego potęga według nich była najbliższa tej boskiej. Rozdarli jego istotę na potrzebne komponenty. Ciało symbolizował szpon demona, umysł został zamknięty w jego oku, które od teraz lśniło srebrem, czernią i jadowitą zielenią. Dusz jego została rozbita na siedem części (Siedmioro Oczu Boga), a każda jej część została zamknięta w osobnym naczyniu. Człowieku, z duszą którego się związała i który miał zostać złożony w ofierze podczas rytuału.
Jednak i tym razem coś poszło nie tak, plany Illuminatów zostały odkryte, wywiązała się otwarta bitwa, podczas której personifikanty zaginęły. Mówi się, że zabrali je członkowie organizacji i ukryli w bezpiecznych miejscach. (jeśli chodzi o ludzi w ciałach których zamknięte były fragmenty duszy Sachiela, oni także uciekli podczas bitwy. Nie zdając sobie sprawy co zamieszkuje ich ciała zaczęli prowadzić normalne życie) Tam miały oczekiwać na dzień ponownego zjednoczenia i dopełnienia rytuału. Co do samej księgi zawierającej opis samego rytuału, władze świątyni uznały ją za skradzioną relikwię, którą kultyści chcieli zbezcześcić. Zaniesiono ją do świątyni Sigmara w Altdorfie i przemianowano. Od teraz zwała się ona „Żywot Sigmara”.
Po tych wydarzeniach potęga Illuminatów została złamana. Mogło się ostać ledwie kilkoro z co bardziej radykalnych członków. Ci którzy nie brali udziału w planie zniszczenia woleli siedzieć cicho i pozostać na swych stanowiskach. W każdym razie w dzisiejszych czasach niemal nikt nie pamięta, że taka grupa kiedykolwiek istniała.
Rozdział II: Ta która miała marzenie. Ta której marzenie zostało zniszczone.
Korzenie rodu Rosslin sięgają jeszcze czasów przed narodzinami Magnusa Pobożnego. Zapoczątkowany on został przez Elwirę i Gerharda, dwoje ludzi silnie związanych z kościołem Morra, którzy z własnego majątku założyli poświęconą mu świątynię. Wszystko malowało się pięknie, jednak na pięknym obrazie pojawiła się rysa, która w bardzo dalekiej przyszłości miała przysporzyć bardzo wielu cierpień. Ród był obciążony genetyczną skazą. Dzieci z tego rodu mogły być jedynie dziewczynkami, każdy narodzony chłopiec umierał najpóźniej po roku. Nie było by to aż tak straszne, gdyby nie to, że któraś z kolejnych potomkinii rodu nie zakochała się w elfie. Z tego związku narodziło się dwoje dzieci. dziewczynka i chłopiec. Oboje byli zdrowi i rozwijali się prawidłowo, to było wręcz nieprawdopodobne.
Nastał jednak ten moment. Matka rodzeństwa zmarła, a jej elfi mąż Ravandil, nie mogąc pogodzić się ze stratą odszedł pozostawiając dzieci, w rękach kapłanów, którzy jak sądził, najlepiej się nimi zajmą. Niestety decyzja ta była błędem, kapłani przejęli majątek rodziny, która całkowicie straciła na znaczeniu. Gamall i Felix (tak miało na imię rodzeństwo) nie mogli z tym nic zrobić, wciąż byli jeszcze dziećmi. Pewnej nocy Felix udał się w ślady swego ojca, odszedł i pozostawił siostrę samą, bez żadnych wyjaśnień. To wstrząsnęło jej psychiką do tego stopnia, że kapłani przez pewien czas zastanawiali się czy nie oddać ją do Azylu, jej stan się jednak ustabilizował i odwleczono tą decyzję. Jednak od tej pory w jej umyśle gościła jedna, jedyna myśl, jedyna pragnienie, które mogło by wręcz graniczyć z obsesją. Chciała odbudować upadły ród, chciała znów mieć rodzinę, chciała by czarna róża (symbol rodu) zakwitła na nowo.
Jednak i to marzenie wkrótce legło w gruzach. Zdaje się, że ta sama elfia krew, która płynie w jej żyłach, która pozwoliła przeżyć Felixowi, odebrała jej zdolność rodzenia dzieci. Gamall długie lata poświęciła na badania nad bezpłodnością, niestety bez rezultatów. Zrozumiała, że jej wysiłki skazane są na porażkę. Badania zajmowały jej zbyt wiele czasu i na pewno nie przeżyła by na tyle długo by ujrzeć ich rezultaty. Wiedząc to postanowiła przedłużyć sobie życie.
Rozdział III: Ewangelia według Gamall – Życie zrodzone w ciemności
Gamall prowadziła skomplikowane badania, wydzierała najmroczniejsze sekrety stworzenia z najohydniejszych źródeł. Była gotowa zrobić wszystko by tylko złamać najświętsze prawo Morra, prawo jej rodziny: Prawo do Śmierci. Podczas tych badań zahaczyła o nauki Illuminatów poznała tajemnicę trzech elementów życia, zrozumiała że dusza innej istoty jest tym co może zapewnić jej dłuższą egzystencję. Odkryła sposób na wydarcie duszy z innej istoty, tak jak przewidziała wróciło jej to dawno już nadwątlone siły. Znów mogła się skupić na swym celu.
Niestety próby leczenia bezpłodności i tym razem spełzły na niczym. Czyżby choroba ich rodziny była aż tak złożona? Czy kryło się za nią coś więcej niż zwykła wada genetyczna? Gamall nie rozmyślała długo nad tymi pytaniami, nie miała bowiem alternatywnego materiału który mogła by zbadać. Postanowiła zrobić coś na co nie poważył się dotąd żaden śmiertelnik. Postanowiła stworzyć życie z nicości.
Wiedziała, że potrafi to zrobić. Jednak jej cel wykraczał już dużo dalej niż zwykłe plany odbudowy rodu. Chciała stworzyć istotę doskonałą, kogoś kto ominie wszelkie fizyczne ograniczenia świata, kogoś kogo duszę będzie mogła wchłonąć i sama stać się taką istotą.
Gamall jednak i tutaj napotkała na spore trudności. Okazało się, że nie jest w stanie stworzyć w pełni doskonałej formy życia. Może stworzyć jedynie jej połowę, a istota doskonała musiała by się narodzić ze związku dwóch takich połówek. Niestety Gamall mogła wytworzyć tylko jedną (nie miała już pieniędzy na dalsze kosztowne badania, a tworzenie „Istoty” pochłonęło resztki rodzinnego majątku). Nazwała ją Rebeka, można by powiedzieć, że była jej córką. Teraz Gamall musiała zrobić rzecz praktycznie niewykonalną. Musiała znaleźć kogoś najbardziej zbliżonego do ideału, to także zajęło jej wiele czasu, ale z pewnością go nie zmarnowała.
Wybrańcem był zwykły człowiek, kapłan Morra z middenlandu, nazywał się Gabriel.
Rozdział IV: Dusza zrodzona między światłem, a ciemnością
Próba wyswatania tej dwójki zakończyła się nadzwyczajnym sukcesem. W krótkim czasie wzięli ślub i urodzili córeczkę, Elizę. Oczywiście tylko Gamall wiedziała czym Eliza jest i bardzo szybko próbowała zagarnąć jej duszę. Stało się jednak coś czego się nie spodziewała, jej organizm nie chciał przyjąć tej obcej egzystencji. Najwyraźniej nie był do niej przystosowany. Gamall rozwiązała tajemnicę gdy Eliza miała już osiem lat. Najpierw musiała wchłonąć dusze jej rodziców, a dopiero potem zabrać się za dziecko.
Na pierwszy ogień poszedł Gabriel, który okazał się bardzo rozgarnięty i szybko rozgryzł plany Gamall. Zdążył uciec i ostrzec Rebekę. Zabrali dziecko z dworku i rzucili się do ucieczki. Gamall jednak odnalazła ich na jednej z Altdorfskich uliczek. Rebeka postanowiła odwrócić jej uwagę by dać Gabrielowi czas na ukrycie dziecka, niestety przypłaciła to życiem i jej „matka” wchłonęła jej duszę. Gabriel był już jednak daleko. Uznał, że najbezpieczniejszym miejscem, w którym mógł by ukryć córkę jest sierociniec. Tam też ją zostawił, samemu uciekając jak najdalej i mając nadzieję, że Gamall ruszy za nim.
Ta jednak zmuszona była przerwać pościg, organizm potrzebował czasu by poradzić sobie ze świeżo wchłoniętą duszą. Chcąc nie chcąc musiała wrócić do swego dworku aby wypocząć. Wiedziała, że nie prędko uda jej się odnaleźć Elizę i Gabriela. Ponadto przeczuwała, że ma coraz mniej czasu. Kolejne wchłonięte dusze coraz słabiej wracały jej siły. Musiała znaleźć coś innego, coś co pozwoliło by jej zachować nieśmiertelność. Musiała przenieść swoją duszę do ciała istoty, która nie poddaje się wpływom czasu.
Rozdział V: Ewangelia według Gamall: Ucieleśnienie Boga
Szczęśliwie, podczas gdy zgłębiała wiedzę Illuminatów natknęła się na istotę o imieniu Sachiel. Potrzebowała jedynie personifikantów ciała i umysłu (nie mogła przepuścić okazji do zgłębienia takiej wiedzy). Zważywszy, że nie miała czasu na to by jednocześnie szukać Sachiela i Elizy wpadła na kolejny pomysł. Powołała do istnienia tajną organizację, tzw. Strażników, która miała na celu zapobieganie różnego rodzaju zagrożeniom, które ona im „wieszczyła”. Gamall karmiła strażników fałszywymi przepowiedniami i dbała o to by wierzyli, że rzeczywiście coś w tej sprawie działają.
W jednej z tych „przepowiedni” twierdziła, że trzy przedmioty sprowadzą na ten świat zagładę. Aby do tego nie dopuścić musieli je przechwycić i ukryć. Były to symbole ciała oraz umysłu, a także Kompendium Lamentacji. Gamall zdążyła się co nieco zorientować w położeniu tych przedmiotów, co też uwzględniła w „przepowiedni”. Rozpoczęło się poszukiwanie.
Do odnalezienia tych tajemniczych przedmiotów przyczyniło się dwóch przybyłych do Altdorfu awanturników. Symbol umysłu przynieśli ze sobą w zasadzie przez przypadek. Gdy penetrowali stary kościół w Delberz odnaleźli szkatułę, w której on spoczywał i aby dowiedzieć się czegoś o owym przedmiocie przybyli do Altdorfu. Tam też wplątali się w sieci Strażników, którzy ich zwerbowali i dali zlecenie odzyskania drugiego przedmiotu, który jakimś nieprawdopodobnym cudem znajdował się w kanałach pod miastem i był przedmiotem czczonym przez jakiś dziwnych kultystów. Awanturnicy szybko poradzili sobie z zadaniem. Co do Kompendium, tym zajął się działający w szeregach Strażników złodziej. W krótkim czasie udało się zgromadzić wszystkie niezbędne przedmioty.
Gamall jednak w tym czasie nie próżnowała. Jeszcze na długo przed znalezieniem personifikantów udało jej się odszukać Elizę. Ta miała już wtedy dziesięć lat. Zamordowała ją w sierocińcu, a duszę za pomocą potężnego rytuału związała z samym budynkiem, tak aby nie mogła opuścić tego świata. Przynajmniej ten problem miała już z głowy. Niestety Gabriel gdzieś przepadł, a ona nie miała dość sił na dalekie podróże, dla tego musiała skupić się na odnalezieniu personifikantów i przeprowadzeniu na sobie rytuału zjednoczenia z demonem.
Dopiero dwadzieścia lat po zamordowaniu Elizy udało się jej zgromadzić wszystkie potrzebne przedmioty (patrz: poprzedni akapit) i mogła zyskać życie wieczne. Jak niestety wiadomo sprawy nigdy nie idą właściwym torem. Awanturnicy wciągnięci niedawno do organizacji zaczęli sprawiać problemy. W jakiś sposób udało im się uwolnić duszę Elizy i przy okazji odkryli prawdziwe oblicze Gamall. Dla tej ostatniej wyładowanie magicznej energii, która została uwolniona podczas wyswobodzenia duszy córki, było tak dotkliwie odczuwalne, że spowodowało deformację jej ciała. Zamknięte w niej dusze zaczęły walczyć o dominację, co wywołało niekontrolowany napad szału.
Gdy Awanturnicy powrócili do siedziby organizacji zauważyli, że większość jej członków została zmasakrowana i rozwleczona po głównym holu. Ci którzy przeżyli opowiadali niestworzone rzeczy o demonie, który wstąpił w ciało ich Widzącej. Wyjaśnili, że dokonała tego mordu i zabrała gdzieś personifikanty.
Gamall, choć z trudem zdołała w końcu powrócić do swej właściwej formy i jak najprędzej udała się w miejsce, w którym mogła by odprawić rytuał. To znalazło się w Altdorfskim muzeum, które ongiś także służyło za siedzibę Illuminatów. W każdym bądź razie rytuał został odprawiony, jednak w jego trakcie coś musiało pójść nie tak. Gamall i owszem przybrała postać demona, ale nie zachowała sprawnego umysłu, znów wpadła w obłęd. W postaci Sachiela wyleciała z budynku szerząc zniszczenie w całej okolicy. Do bitwy stanęli wszyscy magowie i wojsko, a także ocalali Strażnicy.
Później nazwano to bitwą o Altdorf, demon zniknął w tajemniczym rozbłysku jasności, który dobył się z centrum muzeum, odnaleziono tam tylko troje ludzi, wspomnianych już Awanturników i jedną z głównych osobistości z organizacji Strażników. Mieli ze sobą Kompendium Lamentacji, Żywot Sigmara. Cała trójka została oskarżona o konszachty z Chaosem i skazano ich na śmierć na stosie. Ciała demona, ani Gamall nigdy nie odnaleziono.
_____________________________________________________________
EDIT
Jak widać (a może i nie), w tekście były już dwie edycje. To na razie musi wystarczyć. Rezsztę postaram się naskrobać po weekendzie. Oczywiście proszę o wasze komentarze na temet tego kobylastego i wciążrosnącego postu
.
PS
shaman_tm. Na razie przebrnąłem przez jakąś połowę twojego dzieła i muszę przyznać, że bardzo mi się podoba. Lubię podobne klimaty, co chyba widać jeśli przeczytało się moją "Ewangelię". Naprawdę liczę, że dorzucisz do tego swojego tekstu coś jeszcze.
I jeszcze coś do pomyłu
Sytuacja bez wyjścia. Motyw rzeczywiście bardzo fajny, gracze mogą mieć po nim niezłego kaca moralnego (oczywiście jeśli trafi się na odpowiednich graczy). Można to z powodzeniem wpleść w kampanię utrzymanąw podobnym stylu. Nadaje się najlepiej do drugiej połowy sesji, tak aby sam czas wyboru straceńców zbiegł się mniej więcej z końcem sesji. To mogło by wprowadzić taki dodatkowy element dramatyzmu. Następną sesję zaczynało by się już po egzekucji, od opisu przeżyć BG. Oczywiście to tylko moja wizja.
Pozdrawiam.