czw sty 29, 2004 2:15 pm
Coś o Wunderwaffe - niektóre fragmenty możnaby wykorzystać, inne oczywiście są zbyt realowe.
"V-7 Tajna Broń Hitlera
Pod koniec wojny załogi alianckich samolotów przelatujących nad Niemcami informowały o świetlistych kulach, pojawiających się w pobliżu ich maszyn. Owe świecące kule towarzyszyły samolotom przez pewien czas ich lotu a potem znikały równie nagle jak się pojawiały. Wkrótce później nazwano je "foo-fighterami". Foo-fightery pojawiały się zazwyczaj w grupach liczących do 10 sztuk, wykonując przy tym przeróżne ewolucje powietrzne.
Coraz częściej pojawiały się doniesienia na temat zaawansowanych technologii wykorzystywanych przez Niemcy w budowie nowych rodzajów broni. Wszystkie te przedsięwzięcia nadzorowane były przez SS i utrzymywane w wielkiej tajemnicy. Jak się później okazało doniesienia były prawdziwe.
Jednym z najbardziej tajnych projektów III Rzeszy były latające talerze określone symbolem V-7, które Hitler nazwał prawdopodobnie "cudowną bronią".
Niemieccy inżynierowie i naukowcy w latach trzydziestych prowadzili prace nad "tajemniczą technologią", która łamałaby dotychczasowe prawa fizyki. Podczas II wojny nadano nazwę Wunderwaffe - cudowna broń, która maiła przechylić szalę zwycięstwa na ich stronę.
Mimo dokumentów potwierdzających prace nad latającymi dyskami, do dziś nie udało się rozwiązać kluczowej zadatki - skąd hitlerowcy znali technologię pozwalającą na budowę tego typu statków powietrznych? Dlaczego miały one kształt dysku, skąd pomysły na zaskakujące silniki.
Współcześni niemieccy ufolodzy twierdzą, że przed II wojną światową hitlerowcom udało się nawiązać kontakt z wysoko rozwiniętą cywilizacją z Układu Aldebarana. Według różnych źródeł do takiego kontaktu miało dojść w Kołobrzegu lub w Sudetach, lecz bardziej prawdopodobne jest, że do owego spotkania doszło w Sudetach choćby dlatego, że w miejscu zwanym Hexenplatz, wielu mieszkańców widziało NOL-e w postaci kul ognistych i nocnych świateł. W latach 1936 - 1944 miejsce to należało do Ewy Braun, kochanki Hitlera. W całej sprawie kluczową rolę pełniły tajne organizacje o charakterze mistycznym. Burde twierdzi, że hitlerowski latający talerz powstał z duchowej aryjskiej inspiracji stowarzyszeń takich jak: Iluminatów Bawarskich, Organizacji Vril. Organizacje te studiowały tajne teksty w poszukiwaniu pradawnej wiedzy tajemnej. Organizowano ekspedycje naukowe w rejony Bliskiego Wschodu, Tybetu, Ameryki Południowej. Nie można wykluczyć, że ekspedycje naukowe dotarły do zawartych w sanskryckich pismach opisów maszyn latających.
Inna z hipotez mówi o katastrofie w 1937 roku koło Czernicy. Miał to być obiekt typu kulistego, który po przelocie nad Czernicą spadł na teren pobliskiego majątku krewnych Ewy Braun, kochanki, a później żony. Wkrótce z garnizonu jeleniogórskiego ściągnięto specjalne oddziały SS w towarzystwie kilku wybitnych niemieckich naukowców, w tym dwóch fizyków jądrowych: Wehrner Heisenberg i Max von Laue. Teren katastrofy został zabezpieczony, a szczątki w ścisłej ochronie przewiezione do obiektu w Jeleniej Górze. Świadkowie mieli zostać zmuszeni do milczenia.
Czy jednak rzeczywiście udało im się nawiązać kontakt z obcą cywilizacją i przejąć część wiedzy? Czy też może niemieccy konstruktorzy okazali się na tyle zdolni, że błyskawicznie wymyśli kilkanaście nowych rozwiązań technologicznych i opracowali plany latającego dysku?
Obie hipotezy brzmią równie fantastycznie. Niemcy dysponowały pod koniec II wojny światowej wieloma zaawansowanymi technicznie broniami: mieli prototyp "inteligentnej" bomby sterowanej za pomocą obrazów telewizyjnych, testowali też niewykrywalne przez radary myśliwce typu "latające skrzydło".
Ale plany, dokumenty i relacje naocznych świadków, które wciąż jeszcze wychodzą na jaw, mówią o tym, że poza znanymi dzisiaj wszystkim V1 i V2, Niemcy ukrywali coś jeszcze. Coś wyjątkowego, co wykracza także poza dzisiejszą technikę. Mieli samoloty typu V7, czyli... latające talerze !
Badaniom nad nowym rodzajem energii, mogącej mieć zastosowanie w generowaniu sztucznej grawitacji patronował sam Rudolf Hess, zastępca i prawa ręka Hitlera.
Były major armii niemieckiej, Rudolf Lusar, napisał w latach 50. książkę, w której mówi o co najmniej dwóch konstrukcjach latających dysków. Według niego, prototyp jednego z nich osiągał prędkość 2000 km/h, a napęd stanowiły turbiny gazowe. Jednak takie rozwiązanie jest niczym, jeśli porównamy go z napędem antygrawitacyjnym.
Głównym konstruktorem broni Vunderwaffe był Wernher von Braun (urodzony w Wyrzysku w 1912 roku). Cała sprawa z bronią "V" rzekomo sprowadzała się do skonstruowania latającego dysku. Projekt ten nosił nazwę CHRONOS. Pojazd osiągał imponujące prędkości rzędu 2500km/h, przewyższając swoją zwrotności wszelkie istniejące myśliwce w czasach wojny. Pojazdy te określone zostały mianem V-7.
Kapitan Edward J. Ruppelt, kierujący oficjalnym amerykańskim projektem Blue Book, napisał w swoim raporcie, że Niemcy dysponowały w czasie wojny maszynami o możliwościach, które można by porównać tylko do osiągów UFO. Dokumenty, do których miał dostęp, dzisiaj są już szeroko znane.
Na niemieckich planach z czasów wojny widać dyskokształtne obiekty przedstawiające "latające talerze" w przekroju. Część z nich ma napęd konwencjonalny, ale na niektórych widnieją iście rewolucyjne schematy napędów antygrawitacyjnych! Jedne z nich opierają się na zasadzie dwóch wirujących przeciwnie dysków, działanie innych nawet dzisiaj nie jest dla inżynierów i uczonych jasne.
Kryptonim V7 pojawia się w raporcie Richarda Miethego, naukowca, związanego z pracami nad pojazdem. Miethe wspomina o próbnym locie dysku w pobliżu Władysławowa. Jednak niemieckie "latające talerze" związane są silniej z drugim końcem Polski.
Organizacja Vril i Thule
Adolf Hitler był człowiekiem bardzo przesądnym i głęboko wierzył w zjawiska nadprzyrodzone. To na jego rozkaz niemieccy żołnierze pod okiem poważnych naukowców prowadzili poszukiwania Świętego Graala (i domniemanego grobu Chrystusa) w Langwedocji, to on wysłał ekipę badaczy w niedostępne góry Tybetu, by zgłębili tajemnicę reinkarnacji, podróży astralnych i przechodzenia w inne wymiary.
Czy ekspedycje te przyniosły rezultaty? Wydaje się, że tak. Odnalezione w Wiedniu dokumenty zdają się potwierdzać, że dzięki zdobytym na Wschodzie informacjom, niemieckim naukowcom udało się skonstruować pojazdy, które można by określić mianem UFO, a więc takie, o jakich mówimy "niezidentyfikowane obiekty latające" (które niekoniecznie muszą być wytworem obcych cywilizacji).
Organizacja Thule powstała w 1917 roku w Monachium. W 1921 roku Hitler był bardzo zachwycony i zainspirowany wiarą organizacji. Rudolph Hess, członek organizacji zachęcał niemieckich uczonych do kontynuowania i studiowania nad nowymi technologiami.
Organizacja Vril powstała w 1919 roku. W organizacji zasiadali czołowi znawcy i filozofowie starożytnych rękopis i filozofii. Ich celem było poznanie alternatywnej, wielkiej siły oraz komunikacja z ciałami świetlnymi, w tym także podróże w czasie i przestrzeni. Organizacja ta była pierwszą niemiecka nacjonalistyczną grupą używającą symbolu swastyki jako emblemat łączący Wschodni i Zachodni okultyzm.
Od spotkań organizacji powstał dziwny plan grupy, chcieli oni użyć swoją wiedzę, aby zbudować maszynę, która mogłaby przenosić ich do dalekich zakamarków wszechświata i czasu oraz na spotkanie twarzą w twarz z samym Bogiem.
Eksperyment z tą maszyną trwał w latach 1922-24, bliższe informacje dotyczące tego eksperymentu nie są znane. Faktem jest, że badania nad tą maszyną wykształtowały podstawę do rozwoju siły i potęgi Vril. Maszyna była prawdopodobnie testowana w 1924 roku w niemieckiej fabryce Messer Schmitt.
W latach 1934-43, członkowie mistycznego niemieckiego towarzystwa "Thule" wraz z szeregiem ekspedycji naukowych rozpoczęli poszukiwania śladów pozostawionych przez obcą cywilizację oraz pradawnej wiedzy tajemnej.
Poszukiwania były prowadzone w górach tybetańskich oraz klasztorach hinduskich i tybetańskich, jak również w starożytnych bibliotekach. Przede wszystkim celem było odnalezienie legendarnego miejsca - Shangri-La (Shambala). Miało to być miasto podziemne stworzone przez "bogów", którzy pozostawili tam swoją wiedzę.
Standartenfźhrer SS Schafer, członek władz nazistowskiego Instytutu Studiów Nad Historią Ducha, wybiera się na poszukiwania tajemniczej krainy Agharta, o której się mówi, że istnieje gdzieś ukryta w połaciach śnieżnych Tybetu. Ma odnaleźć zapisy tantrycznych rytuałów, które pozwalają wojownikowi dostać się po śmierci do rajskiej krainy Szambala.
Elity nazistowskie wierzą, że do tej odległej krainy udało się w czasie wojen religijnych 72 różokrzyżowców, którzy odtąd spod ziemi kierują losami świata. Dysponują oni mocą o niezwykłym potencjale tworzenia i niszczenia.
Energia ta nazywana Vril, może uzdrawiać, jak i zadawać śmierć, może poruszać skały i niszczyć całe miasta. Hitler wierzy, że gdy będzie ją miał, losy świata spoczną w jego rękach. Siła Vril pozwoli mu zawładnąć światem w ciągu jednego dnia.
Mimo trwającej kilka miesięcy wyprawy, Schaferowi nie udaje się jednak odnaleźć Agharty. Przywiózł z Tybetu jedynie kamień z wyrytą tysiąc lat temu swastyką.
Poszukiwacze Agharty wierzyli, że jedno z wejść do podziemnej krainy znajduje się w Potali - siedzibie Dalajlamy w Lhasie (Tybet). Twierdzą oni, że Aghartę zamieszkuje lud pochodzący ze starożytnej Atlantydy, który dzięki tajemniczej mocy Vril dysponuje technologią znacznie przewyższającą nasze techniczne osiągnięcia. Jest to moc telepatyczna, która w poważnym stopniu może wpływać na zmiany materii.
Ekspedycje prowadzono również na Bliskim Wschodzie i w Ameryce Południowej. Poszukiwania te prowadzono z inicjatywy Heinricha Himmlera. Niemcy byli doskonale zorientowani w kierunku poszukiwań, które stały się sprawą wagi państwowej. Stany Zjednoczone powołali rezydentury OSS w Tybecie, a w 1942 roku starali się ubiec Niemców w znalezieniu przez nich informacji, które miały wartość strategiczną i przeprowadzili ekspedycję kierowaną przez Ilia Tołstoja.
Informacje zawarte w starych pismach tybetańskich i hinduskich zawierały dokładne instrukcje i opisy budowy napędu antygrawitacyjnego.
Przykładem tego stare teksty indyjskie zwane Vymaanika Shaastra, znalezione w 1908 roku. Teksty te zwierają opisy konstrukcji maszyn międzygwiezdnych, zwane Vimanami, którymi poruszali się "Bogowie". Jej angielskie tłumaczenie pojawiło się jeszcze przed intensywnymi niemieckimi poszukiwaniami w Tybecie. Wiele opisów znajdujących się w "Vimaanika Shastra" jest nadal niezrozumiałych.
Oto fragment jednego z opisów angielskiego tłumaczenia:
Konstrukcja musi być tak wykonana, aby była mocna i wytrzymała, jak wielkiego latającego ptaka, z lekkiego materiału. Wewnątrz należy zainstalować silnik rtęciowy z żelaznym aparatem podgrzewającym poniżej. Dzięki mocy zawartej w rtęci, która tworzy wir napędzający, człowiek siedzący wewnątrz może pokonywać ogromne odległości na niebie w najbardziej wspaniały sposób. Podobnie, wykorzystując proces opisany powyżej można budować Vimanę tak dużą, jak świątynia Boga-w-Ruchu. Cztery mocne pojemniki z rtęcią muszą być wbudowane w konstrukcję wewnętrzną. Gdy zostają one podgrzane przez kontrolowany ogień z pojemników żelaznych, Vimana rozwija moc gromu dzięki rtęci. I błyskawicznie staje się perłą na niebie.
(...) Poprzez przewody powinny zostać doprowadzone do pojemnika z kwasem siarkowym. Tworzą potem trzy siły, nazwane: marthanda, rowhinee, bhadra. Marthanda shakti powinna być doprowadzona do kamienia - ładunku, rtęci, miki i płynu wężowego. (...) Po uruchomieniu dużego koła, koła sandhi w naala - dandas również zaczną się obracać z dużą prędkością a prąd doprowadzony najpierw do pięciobocznej keelaka, a potem do zbiornika z olejem nabierze mocy i przechodząc przez dwie naalas rozkręci wszystkie koła w kolumnie do potężnej prędkości, generując prędkość 25000 linkas, która pozwoli vimanie pokonać 105 krosa lub prawie 250 mil w ciągu ghatika /24 minuty/ (...) Konstrukcja musi być wykonana tak, aby była mocna i wytrzymała, jak wielkiego latającego ptaka, z lekkiego materiału. Wewnątrz należy zainstalować silnik rtęciowy, z żelaznym aparatem podgrzewającym poniżej. Dzięki mocy zawartej w rtęci, która tworzy wir napędzający, człowiek siedzący wewnątrz może pokonywać ogromne odległości na niebie w najbardziej wspaniały sposób".
"Vimaanika Shastra" opisuje głównie budowę maszyn latających "Viman". W tym tekście są też rozdziały poświęcone m.in. sposobom przygotowania posiłków na czas lotu.
Prawdopodobnie Niemcy dotarli do tych opisów. Wiele innych starożytnych opisów mogło zawierać wiedzę o dziedzinie nauki i techniki, która mogła pozwolić Niemcom wyprzedzić cały świat o ponad 50 lat.
Jest to może trudne do uwierzenia, ale kiedy tuż po wojnie indyjscy specjaliści poproszeni zostali o przetłumaczenie i analizę tybetańskich manuskryptów, po zakończeniu badań oświadczyli oni, że starożytne pisma zawierają szczegółowe plany budowy statków kosmicznych o napędzie antygrawitacyjnym oraz zawierają szczegóły podróży na Księżyc.
Projekt Antarktis i Nowa Szwabia
Historia niemieckich wypraw badawczo-naukowych sięga 1873 roku, kiedy to Eduard Dallman z ramienia nowo powstałego
Niemieckiego Towarzystwa Badań Polarnych na swoim statku "Groenland" odkrył nową drogę do wybrzeży Antarktydy.
W latach 1938-1939 III Rzesza zorganizowała wyprawę na Antarktydę, której dowódcą został Hermann Goering. W skład ekspedycji wchodziło 82 osoby. Większość stanowili naukowcy i specjaliści. Ekspedycją kierował doświadczony polarnik kapitan Alfred Ritscher.
Wyprawa została opatrzona kryptonimem Project Antarktis.
Zespół badawczy otrzymał duży statek handlowo-pasażerski "Schwabenland" o pojemności 8000 ton. Był to nowoczesny statek dobrze zaopatrzony w wyrafinowane systemy łączności i stacje meteorologiczne. Na pokładzie statku zainstalowano katapultę, mogącą wystrzeliwać dwa znajdujące się w ładowniach duże samoloty, wodnopłatowce typu Dornier, mogące utrzymywać się w powietrzu przez ponad 15 godzin. Były to samoloty zaprojektowane do obsługi transatlantyków. Przebudowa tego statku do polarnego rejsu w hamburskiej stoczni kosztowała ponad milion marek niemieckich.
"Schwabenland" odpłynął z Niemiec 17 grudnia 1938 roku. Po miesiącu podróży dotarł do wybrzeży Ziemi Królowej Maud na Antarktydzie. 20 stycznia przeprowadzono pierwszy lot zwiadowczy nad tym obszarem Antarktydy, a do końca lutego wykonano jeszcze siedem wielogodzinnych lotów badawczych. Ziemia Królowej Maud została przemianowana na Nową Szwabię (Neuschwabenland).
Niemieckie samoloty zrzuciły olbrzymią ilość tablic i flag hitlerowskich informujących o zajęciu tego obszaru przez III Rzeszę. Niemcy odkryli potężne łańcuchy górskie o wysokości do 4000 metrów oraz odkryli istnienie działu lodowego przedzielającego Antarktydę.
Helmut Wohlthat, członek organizacji Vril, główny doradca Goeringa, opracowywał dokładnie obszerne sprawozdanie z wyprawy na Antarktydę, które osobiście przekazał 9 maja 1938 roku dowódcy wyprawy.
12 sierpnia 1939 roku Niemcy wydały dekret o utworzeniu wewnątrz sektora norweskiego - antarktycznego sektora niemieckiego. Zachował się list Hermanna Goeringa gratulującego kierownictwu wyprawy sukcesu wyprawy.
Niemieckie badania naukowe były tylko przykrywką dla wojskowych celów.
W październiku 1939 statek Schabenland zostaje przekazany Luftwaffe (Niemieckie Siły Powietrzne).
Dnia 17 grudnia 1939 roku statek opuszcza niemiecki port w Hamburgu zmierzając w stronę Antarktydy. Na pokładzie znajduje się niezbędne wyposażenie i instalacje potrzebne do budowy bazy oraz samoloty.
11 kwietnie 1940 roku powraca wraz z załogą do Hamburga, gdzie witają załogę jak bohaterów.
W sierpniu 1942 statek zostaje przeniesiony w eskorcie 24 wojennych okrętów do bazy w zajmowanej już Norwegii. Przez półtora roku nikt nie wie, gdzie się znajduje i co się z nim dzieje.
Z bazy (o kryptonimie "211") znajdującej się w Nowej Szwabii korzystały niemieckie okręty korsarskie (rajdery) oraz U-booty.
Jeszcze długo po zakończeniu II wojnie światowej niemieckie U-booty patrolowały ten obszar.
Tuż przed zakończeniem wojny admirał Doenitz wysłał lakoniczny rozkaz do stacjonujących u wybrzeży Antarktydy okrętów podwodnych: "Zostać i kontynuować misję". Rozkaz nie był zaszyfrowany, a jednak do dziś nie wiadomo, o jaką misję chodziło. A co ciekawsze, wszystko wskazuje na to, że ta tajemnicza misja nigdy nie została zakończona i że trwa nadal.
Pod koniec II wojny światowej do "Nowej Szwabi" zostały podobno skierowane całe floty niemieckich łodzi pomieścić i zarazem przetransportować pojazdy typu Vril czy Haunebu.
Niewykluczone, że Niemcy wybudowali tam głęboki kompleks podziemny, a prawdopodobnie były tam dwie lub trzy bazy w głębi lądu. W czasie II wojny światowej obszar wybrzeży Nowej Szwabii był także rzekomo stale dozorowany od strony oceanu przez dwa okręty Kriegsmarine.
W tym czasie zaginęło 30 niemieckich okrętów podwodnych, które pod koniec wojny wyruszyły z portów bałtyckich. Były one wyposażone w system tlenowy Waltera, umożliwiający im przebywanie pod wodą całymi tygodniami. Do dzisiaj nieznane są losy około 100 niemieckich U-bootów z okresu ostatnich tygodni wojny. Spora część z nich to okręty podwodne typu XXI wyprzedzających swoją epokę o kilkanaście lat.
U-977 typu VIIC, wpłynął do argentyńskiego portu Mar del Plata (z wywieszoną piracką flagą) dopiero 17 sierpnia 1945 roku. Był to jeden z dwóch U-bootów, które oficjalnie ujawniły się w argentyńskim porcie. Drugim był U-530, typu IXC/40, w pełni zaopatrzony i również bez żadnego ładunku.
U-booty były widziane u wybrzeży Argentyny jeszcze w 1946 roku! W archiwach NATO znajdują się dokumenty i zdjęcia tych okrętów podwodnych.
III Rzesza wykorzystywała archipelag wysp Kerguelen znajdujących się około 2000 km od północnych wybrzeży Antarktydy, a zaliczający się do Antarktyki. Według oficjalnych badań archipelag ten nie był zamieszkany aż do 1949 roku. Wiadomo jednak, że Niemcy stworzyli tam tajną bazę okrętów podwodnych, której zapasy były stale uzupełniane.
Admirał Karl Doenitz w wypowiedzi z 1943 roku stwierdził:
Niemiecka flota podwodna jest dumna ze zbudowania dla Fuehrera, w innej części świata Shangri-La na lądzie, niezwyciężonej fortecy.
Tuż po zakończeniu II wojny światowej teren ten stał się bardzo "interesujący" dla aliantów. Amerykanie na wody Antarktydy wysłali potężny zespół uderzeniowy z lotniskowcem na czele...
Dopiero na mocy traktatu z 1959 roku Nową Szwabię przemianowano na Ziemię Królowej Maud.
Bliższy opis obiektów Vril-1, Vril-2 i V-7
VRIL-1
Pierwsze prace nad latającym talerzem rozpoczęto na początku lat dwudziestych w Augsburgu (Niemcy). Powstał wtedy statek oznaczony Vril-1.
Rozpoczęto również pracę nad bojowymi wersjami statku Vril-1.
Zimą 1942 roku nad poligonem doświadczalnym towarzystwa Vril krążył nowy pojazd latający Vril-1. Miał on 1,70 m wysokości i 11 m średnicy. Odpowiadał on wymiarom myśliwca. Pojazd został uzbrojony w 3 MK108 kalibru 30 mm i 2 MG17.
W czasie, kiedy trwały pracę nad Vril-1 stworzono zaawansowany projekt budowy dużego statku Vril-7, w którym zastosowano podobno napęd o wiele wykraczający naprzód Dzwonowi.
VRIL-2
W arsenale III Rzeszy jako pierwszy powstał statek o średnicy 5 metrów, którego nazwano VRIL-2. Był to pojazd o oznaczeniu RFZ-1 (Rundflugzeng-1). W 1934 roku po raz pierwszy wzbił się w powietrze. Pojazd ten był bardzo trudny w sterowaniu, już w pierwszym locie próbnym rozbił się po wzniesieniu się na wysokość około 60 metrów. Pilot Lothar Waiz zdołał bezpiecznie opuścić kabinę.
Pod koniec 1934 roku zbudowano ulepszony statek RFZ-2, który miał średnicę prawie 20 metrów. Sterowanie nad nim nadal było problemem. Co ciekawe nie mógł on zakręcać po łuku, tylko wykonywał skręty i zwroty pod kątem 22,5 i 45 oraz 90 stopni! Tym samym uznano, że nie znajdzie on zastosowania bojowego. Pojazd ten ochrzczony jako Vril-2 podczas lotu emitował poświatę, co z ostrymi jego skrętami daje charakterystykę obserwowanych od lat czterdziestych niezidentyfikowanych obiektów latających.
V-7
17 kwietnia 1945 roku Niemcy wypróbowali nad Bałtykiem swoją nową broń odwetową V-7. Był to bardzo dobrze znany pojazd, helikopter ponaddźwiękowy wyposażony w ponad 12 agregatów turbo BMW-028. Podczas pierwszego lotu próbnego osiągnął pułap 23 800 metrów, a za drugim razem 24 200 metrów. Jak mówią inne źródła pojazd ten był poruszany również przy pomocy energii niekonwencjonalnej.
Według doniesienie mjr. Rudolfa Lusara i Jurija Stroganowa dyskoplan V-7 (model N-1) był wypróbowywany w okolicach Pragi Czeskiej. 24 lutego 1945 roku dokonano rzekomo pierwszego lotu doświadczalnego dyskoplanu V-7.
W praskiej firmie Avia-Junkers założono tajne biuro projektowe dyskoplanu V-7, w którym pracował niemiecki zespół konstruktorski i którego działalność znana była tylko kilku Niemcom i żadnemu Czechowi.
Pierwsze wersje V-7 były najprawdopodobniej wyposażone w napęd wentylatorowy. Finalnym produktem był model N-3 o napędzie jądrowym! Ważnym urządzeniem pojazdu był tzw. "Dzwon". Posiadał on niezwykłe właściwości. Wytwarzał nieznany rodzaj promieniowania, który powodował po dłuższym kontakcie z nim zniszczenie wszelkich otaczających go żywych organizmów.
Zaobserwowane pod koniec wojny przez amerykańskich i brytyjskich pilotów "kule ognia", zakłócały także pracę silników i urządzeń radarowych.
Urządzeniem zasilającym dla wszystkich statków był silnik zbudowany z zestawu połączonych ze sobą talerzy, elektromagnesów, który nosił nazwę "Thule". Urządzenie wytwarzało pole elektrograwitacyjne, którym można było w odpowiedni sposób sterować wywołując najprawdopodobniej ciąg statku.
Bliższy opis obiektów Haunebu
HAUNEBU-I (RFC 5)
Pierwsze prace nad obiektem Haunebu-I rozpoczęto w sierpniu 1939 roku. Obiekt miał średnicę około 25 metrów.
HAUNEBU-II (RFC 6)
pod koniec roku 1942 grupa badawcza SS4 rozpoczęła budowę Haunebu-II był modelem bardziej udoskonalonym niż Haunebu-I. Zmiany dotyczyły szkieletu obudowy układu napędowego jak i zewnętrznego wyglądu. Miał on średnicę ok. 30 metrów i od 9 do 11 metrów wysokości. Posiadał cztery generatory elektrograwitacyjne - jeden duży umieszczony centralnie, trzy mniejsze stabilizujące i mógł rozwinąć prędkość dochodzącą do 6000 km/h.
Haunebu-II były prawdopodobnie w pełni przygotowane do lotów kosmicznych, o czym świadczyły zaznaczone na planach pomieszczenia dla załogi, które miały być wykorzystane w przypadku długotrwałej podróży. Niektóre typy tych pojazdów miały przygotowane specjalne stanowiska bojowe na znajdujące się w obudowie działa na promienie "Donara".
Już w marcu 1945 roku zakłady lotnicze Dorniera otrzymały zamówienie na produkcję seryjną Haunebu-II
HAUNEBU-III
Pod koniec wojny opracowano najdoskonalszy statek - Haunebu-III o średnicy około 70 metrów. Powstał tylko jeden prototyp. Wykonał on 19 lotów podczas których testowano jego właściwości w czasie lotu. Mógł on pomieścić w swoim wnętrzu aż 32 ludzi i rozwijać prędkość 10 Machów (ok. 12000 km/h)!
Napęd tego statku składał się prawdopodobnie według naszych przypuszczeń z generatorów elektrograwitacyjnych.
Niemcy mieli jak się okazuje jeszcze śmielsze plany. Istnieją bowiem plany ogromnych HAUNEBU średnicy przekraczającej 120 metrów.
Urządzeniem zasilającym dla wszystkich statków Haunebu był zestaw połączonych silnych elektromagnesów generatora Van de Graafa i rodzaj sferycznego dynama Marconiego zawierającego kulę wirującej rtęci. Urządzenie wytwarzało pole elektrograwitacyjne i zostało nazwane "Tachyonatorem Thule". Nad wynalazkiem tym pracował Hans Coler oraz von Franz Haid z zakładów Siemens - Schucker oraz labolatorium AEG Telefunken.
Andromeda-Gerat - stacja kosmiczna
Jeszcze przed zakończeniem wojny SS-IV planowało budowę gigantycznego statku bazy, ogromnej cygarowatej stacji kosmicznej, która dzięki wykorzystaniu siły grawitacji mogła być bez trudu przemieszczana mimo kilkaset tonowej masy.
Stacja o długości 105 metrów miała powstać rzekomo w dawnych zakładach Zeppelina, pod kryptonimem Andromeda-Gerat.
Stacja ta została rzekomo zbudowana w 1943 roku. Do dnia dzisiejszego zachowały się nieliczne fragmenty planów budowy tej wielkiej maszyny.
Dzwon (die glocke)
Kluczowym urządzeniem, stanowiącym serce niezwykłych pojazdów był "dzwon" (die glocke), który wchodził w skład zespołu napędowego. Z materiałów wynika, był drobną, ale bardzo ważną częścią większego systemu napędowego. Główną część "dzwonu" stanowił umieszczony w obudowie wirnik, składający się z wału i dwóch dysków wypełnionych rtęcią, która w trakcie pracy była schładzana poniżej temperatury krzepnięcia.
Dzwon był cylindrem umieszczonym w trakcie pracy pionowo. Górna część posiadała zaokrąglenie w kształcie kopuły, a dolna stanowiła okrągłą podstawę. Obudowa wykonana była z materiału dielektrycznego o wysokość 2-2,5 metra i średnicy 1,5 - 1,8 metra.
Główną część "dzwonu" stanowił umieszczony w obudowie wirnik (współosiowo) składający się z wału, dwóch dysków wypełnionych rtęcią, która w trakcie pracy schładzana była poniżej temperatury krzepnięcia. Dyski wirowały przeciwbieżnie z bardzo dużą prędkością.
"Dzwon" był zasilany energią elektryczną dużej mocy i charakteryzował się pracą ciągłą. W czasie uruchamiania urządzenia występowały przepięcia w sieci elektrycznej.
Przed każdą próbą uruchomienia dzwonu w jego wnętrzu umieszczano coś w rodzaju podłużnego ceramicznego pojemnika o ściankach osłoniętych warstwą ołowiu o grubości 3 cm. Pojemnik wypełniany był dziwną, złocistą, metaliczną substancją o odcieniu fioletowym i zachowującą w temperaturze pokojowej konsystencję lekko ściętej galarety. Pojemnik ten był długości około 1 do 1,5 m. Ta tajemnicza substancja nosiła kryptonim IRR XERUM 525 lub IRR SERUM 525. W jej skład wchodziły tlenki toru i berytu.
W trakcie pracy urządzenie emitowało poświatę w kolorze niebieskim oraz silne promieniowanie, które miało negatywny wpływ na organizmy żywe. W trakcie badań w pobliżu dzwonu ustawiano zestawy organizmów żywych takich jak: jaszczurki, myszy, szczury, żaby, ślimaki. Oraz szereg roślin: mchy, paprocie, bluszcze, I substancje organiczne: białko, krew, mięso, mleko. Podczas badań odkryto, że promieniowanie to powoduje odbarwianie materiałów, koagulację próbek krwi, skażenie terenu, a na wszystkich w/w formach tworzyły się nieokreślone formy krystaliczne. Szczególnym zmianom ulegały rośliny zielone, w pierwszej fazie obejmującej do około 5 godzin po zakończeniu badań następowało ich bielenie lub szarzenie, rozkład lub zanik chlorofilu. Taka roślina przez okres utajnionych zmian rzędu tygodnia żyła normalnie. Następnie następował nagle błyskawiczny rozkład do postaci mazistej bez zapachu typowego dla gnicia.
Promieniowanie to było również przyczyną rozwiązania pierwszego zespołu badawczego na przełomie maja i czerwca 1944 roku, w związku ze śmiercią pięciu z siedmiu prowadzących go naukowców. Później podczas przeprowadzanych badań cały personel badawczy usuwano na odległość 150-200 metrów stosując gumowe kombinezony ochronne oraz kaski z dużymi czerwonymi szybami z przodu.
Projekt badawczy podzielony został na dwa segmenty, od stycznia 1942 roku do sierpnia 1943 nosił kryptonim "Thor". A następnie "Chronos".
Program "Chronos" był najtajniejszym programem ze wszystkich prowadzonych w III Rzeszy oraz posiadał najwyższy priorytet. W ramach tego programu skonstruowano urządzenie (generator elektrograwitacyjny), które było silnikiem antygrawitacyjnym napędzającym statki powietrzne, a działające na zasadzie przeciwbieżnie wirujących mas z olbrzymią prędkością, najczęściej w formie dysków. Program "Chronos" był w pewien sposób powiązany z techniką jądrową. Jak daleko Niemcy byli posunięci w badaniach nad fizyką antygrawitacji niech świadczy fakt ukazania się w Niemczech pierwszej pracy na ten temat "O grawitacji, wirach i falach w poruszających się ośrodkach" już w 1931 roku (O.C. Hilgenberg "Uber Gravitation, Tromben und Wellen in bewegten Medien", 1931).
Placówka SS-E-IV (SS-Entwicklunstelle-IV)
Po pierwszych sukcesach organizacji Vril w budowaniu obiektów latających SS i nowo powstała grupa Black Sun zainteresowała się pracą organizacji Vril. Zatem i oni zaczęli badania nad inną, alternatywna energią. Tak powstała nowa placówka pod nazwą SS-E-IV (SS-Entwicklunstelle-IV).
Pod koniec roku 1938 zbudowano niewielki kolisty pojazd RFZ-4 o napędzie śmigłowym, który służył do badań, zachowania się w powietrzu obiektów w kształcie dysku.
Kiedy Vril-1 w wersji bojowej, w zimie 1942 roku odbył lot próbny SS-E-4 również byli zadowoleni. Placówka ta opracowała znacznie większy obiekt, niż Vril.
Latem 1939 roku nad supertajnym poligonem SS wzniósł się w powietrze Haunebu-I o średnicy 25 metrów.
Natomiast pod koniec roku 1942 grupa badawcza SS4 rozpoczęła budowę ulepszonego pojazdu Haunebu-II. Zmiany dotyczyły szkieletu obudowy układu napędowego jak i zewnętrznego wyglądu. Jego wymiary wahały się od 26 do 31 metrów średnicy i od 9 do 11 metrów wysokości, a jego prędkość wynosiła nieco ponad 6000 km/h.
Haunebu-III stał się najlepszym i najdoskonalszym pojazdem zbudowanym przez SS-E-IV. Mógł on wewnątrz zmieścić kilka mniejszych pojazdów. Mieścił 32 ludzi na swym pokładzie i rozwijał prędkość ok. 10 Macha.
Aby tego było mało jeszcze przed końcem wojny SS4 planowało budowę gigantycznego statku bazy, który dzięki napędowi wykorzystanemu w pojazdach typu Vril, wykorzystującemu siłę grawitacji, kilkaset ton jego masy nie stanowiło żadnego kłopotu w przemieszczaniu. Miał on powstać w zakładach "Zepelina" i nosić nazwę Andromeda.
W taki oto sposób badaniami i budową latających talerzy zajęła się wojskowa placówka SS-Entwicklungsstelle-IV.
SS-E-IV w swoich pojazdach Haunebu jako urządzenie zasilające wykorzystało zestaw połączonych silnych elektromagnesów generatora Van de Graafa i rodzaj sferycznego dynama Marconiego zawierającego kulę wirującej rtęci. Urządzenie wytwarzało pole elektrograwitacyjne i zostało nazwane "Tachyonatorem Thule". Nad wynalazkiem tym pracował Hans Coler oraz von Franz Haid z zakładów Siemens - Schucker oraz labolatorium AEG Telefunken.
Kompleks Riese
Jednym z głównych ośrodków badań nad V-7 był kompleks znany pod kryptonimem "Riese" (Olbrzym), który znajdował się w Górach Sowich w Sudetach.
Podziemne kompleksy wojskowe, opuszczone przez Niemców po wojnie są połączone z zamkiem Książ mieszczącym się w samym Wałbrzychu. Podziemia znajdujące się w Walimiu są tylko małą częścią kompleksu, poszczególne fragmenty całej budowli, o których wiadomo, a które nie są przeznaczone dla zwiedzających rozsiane są po całych Górach Sowich.
Z całą pewnością nie była to kwatera Hitlera jak uważa wielu historyków o czym świadczą ogromne rozmiary niektórych hal.
Budowa kompleksu była zakrojona na wielką skalę, rozpoczęła się na początku 1943 roku. W budowie brało udział ponad 70 tys. więźniów z pobliskiego obozu koncentracyjnego Gross-Rosen oraz kilkadziesiąt niemieckich firm. W ciągu zaledwie dwóch lat wydrążono 230 tys. metrów korytarzy, z których tylko 90 tys. jest dziś znane.
Tym, którym udało się przeżyć mówili, że zainstalowane tu zostały tajne laboratoria badawcze, z których jedno mieściło się w zamku Książ chronione przez SS.
Miejsce prac ukryte było przed rozpoznaniem lotniczym, otoczone trzema szczelnymi pierścieniami żołnierzy SS. W Olbrzymie prowadzono prace nad bronią jądrową i środkami jej przenoszenia.
Z ujawnionych w ostatnim czasie planów niemieckich wynika, że baza obiektów V-7 miała zostać zbudowana głęboko pod ziemią w górach, a kompleks "Riese" był pod tym względem wyjątkowy chociaż by dla tego, że występowały tam pokłady uranu, które mogły być wykorzystywane do produkcji paliwa jądrowego dla latających dysków!
Zagadką pozostaje, że prace w Olbrzymie trwały aż do 6 maja 1945 roku mimo, że wojna skończyła się już kilka dni wcześniej, a 4 tys. żołnierzy pilnujących kompleksu nie zostało przerzuconych do obrony Wrocławia. Świadczyć to o tym, że Niemcy pracowali tam nad bronią jądrową i V7, tym co Hitler uważał za "Wunderwaffe", która mogłaby odmienić losy wojny zaledwie w kilka dni przechylając szalę zwycięstwa na stronę niemiecką.
Przed wkroczeniem wojsk radzieckich Niemcy wycofując się, zabili około 12 tys. jeńców oraz 4 tys. nadzorców, a podziemia dokładnie zabezpieczyli zawalając większą część po to żeby uniemożliwić ich późniejsze przeczesywanie.
Po kapitulacji III Rzeszy w Berlinie rozpoczęła dochodzenie komórka NKWD zajmująca się przesłuchiwaniem jeńców oraz oficerów niemieckich mających związek z tajnymi technologiami składowanymi na Dolnym Śląsku, której przewodzili płk. Władysław Szymański i gen. Jakub Prawin. Dokumenty ze śledztwa spisywano bez pomocy tłumacza i maszynistki, a następnie przesyłano specjalnym kanałem do Bieruta. A wszystko dlatego, że przesłuchania dotyczyły jak określił to jeden z badanych SS Jakob Sporrenberg "najtajniejszego projektu III Rzeszy".
W latach 40 - 50 przez zachodnie i sowieckie służby wywiadowcze, których celem było odnalezienie archiwum Miethego zawierającego plany i opis techniczny V7.
Inne poligony testowe V-7
Niemcy testowali V-7 na różnych poligonach m.in.:
w Karkonoszach - w rejonie Przełęczy Karkonoskiej
w Górach Kaczawskich - rejon Mniszkowa koło Jeleniej Góry
rejon Pragi
Chebu
Hontiansych
Hodonina
na terenie Niemiec
na terenie byłej Czechosłowacji
Istniały również poligony morskie V-7 m.in.:
w okolicach Ustki
Królewca
Władysławowa
Gdyni - w rejonie Babich Dołów
Viktor Schauberger - konstruktor V-7
Viktor Schauberger - urodził się 30 czerwca 1885 roku w rodzinie drwala w miejscowości Holzschlag w Austrii. Pasją Viktora było obserwowanie dzikiego leśnego życia, rwących strumieni. Schauberger należał do niemieckich organizacji mistycznych: Vril i Thule.
W oparciu o stworzoną przez siebie wiedzę doprowadziło go to do wielu wynalazków i odkryć związanych ze zjawiskami występującymi w wodzie. Największe znaczenie miało jego odkrycie zjawisk antygrawitacyjnych w wirach wodnych. Jego teorią zainteresował się w latach 30-stych Adolf Hitler. W czasie wojny pracował głównie nad silnikiem antygrawitacyjnym opierającym się na wirze wodnym. Schauberger również został przejęty przez Sowietów, a następnie przedostał się z niewoli do USA. Po wojnie jego pracami interesowali się Amerykanie. Podczas pobytu w USA przekazał im posiadaną przez siebie wiedzę. W 1958 roku po rocznym pobycie w USA powrócił do Austrii, gdzie 5 dni później zmarł w wyniku załamania nerwowego. Cały czas powtarzał słowa "zabrali mi wszystko, wszystko, nawet nie mam prawa do samego siebie".
Po sukcesie jaki osiągnął Viktor, został zaproszony w 1934 roku na rozmowę z Hitlerem. Na spotkaniu obecna była na życzenie Hitlera osoba - naukowiec z Instytutu Cesarza Wilhelma oraz radca ministerialny.
Rozmowa pomiędzy Hitlerem i Viktorem
Hiteler:
Schauberger:
Hitler:
Schauberger:: Co zaproponowałby Pan zamiast generatorów i metod, którymi dysponujemy obecnie?
Proszę dać mi do dyspozycji sprzęt, ludzi oraz materiały, których bym potrzebował, a w ciągu kilku miesięcy zobaczy Pan moje metody produkcji energii. Wtedy sam Pan oceni, która metoda jest lepsza i ma większy potencjał?
Co byłoby źródłem paliwa dla Pana generatorów?
Woda i powietrze, one zawierają całą energię, której potrzebujemy.
Napęd tego konstruktora opierał się na bezdymnym, bezpłomiennym silniku wybuchowym. Silnik dla swego działania potrzebował jedynie wody i powietrza.
W zamian dawał ciepło, światło, ruch. Głównym celem jego pracy był ukierunkowany wybuch, który generował diamagnetyzm całego dysku, dzięki czemu mógł lewitować w polu magnetycznym.
Dysk na obwodzie posiadał 12 silników odrzutowych, które pełniły rolę: chłodziły główny silnik lewitacyjny i nadawały ruch postępowy. Według innej wersji podano, że silnik nie potrzebował innego paliwa poza wodą. Nasuwa się teza, że w drugiej wersji może chodzić o reaktor jądrowy lub wykorzystanie swych teorii z powietrzem i wodą. Viktor Schauberger prowadził swe badania w szkole SS w Rosenhugel, gdzie została zbombardowana, wkrótce przez aliantów. Badania przeniesiono do miejscowości Leonstein koło Linzu. Budowano tam zmniejszone statki, które później wpadły w posiadanie Amerykanów. Określano je mianem "bączków Schaubergera".
"Bączki" miały ok. 1,5 m średnicy. Zbudowano dwa prototypy na początku lat '30. Jeden z tych prototypów był napędzany silnikiem elektrycznym o mocy 0,05 KM i testowany w locie próbnym na początku lutego 1945 roku. Kadłub był wykonany ze specjalnego stopu zwanego imperium. Po uruchomieniu napędu latający dysk jarzył się początkowo niebiesko-zieloną pulsującą poświatą, później biało-srebrzystą. W czasie wznoszenia nie było słuchać żadnego dźwięku.
Jeden z prototypów uległ zniszczeniu w trakcie eksperymentu, urządzenie wytworzyło za silny impuls energii, że pojazd oderwało się od podstawy do której było przymocowane i roztrzaskało się o sufit laboratorium, natomiast drugi w 1958 roku został prawdopodobnie wywieziony do USA.
Centralną częścią urządzenia był wirnik umieszczony w obudowie próżniowej. Wirnik składał się ze stożkowej metalowej części centralnej zwężającej się w dół wokół owiniętych wyprofilowanych rur, obracał się on w czasie pracy wokoło osi pionowej. Rury miały skomplikowany kształt, przekrój każdej z nich nie był kołowy, lecz raczej jajowaty z wklęsłym jednym bokiem, nie był również tej samej wielkości, na całej długości przewodu lecz powoli malał osiągając minimalną wartość na dole wirnika. Rura była nawinięta spiralnie na centralny stożek, tak, że skok tej swoistej sprężyny był najmniejszy w górnej części, osiągając na dole wartość kilkukrotnie większą. Tłoczona do niej od góry woda ulegała wewnątrz rury pod wpływem ruchu obrotowego wirnika wirowaniu z coraz większą prędkością, zmierzając równocześnie dośrodkowo w kierunku osi wirnika ulegając kompresji wirowej. Wydostająca się z ich dolnych końców woda znajdująca się pod bardzo dużym ciśnieniem padała na łopatki specjalnej turbiny napędzającej generator elektryczny, a następnie przepływała z powrotem do góry gdzie wracała do obiegu.
Jeden z latających dysków skonstruowanych przez Schaubergera osiągnął wysokość 15000 metrów w zaledwie trzy minuty oraz prędkość poziomą rzędu 2200 km/h. Wykazywał on interesujące cechy - po uruchomieniu napędu zaczynał pulsująco świecić w kolorze niebiesko-zielonym, a później w kolorze "biało-srebrzystym" jak określił to sam konstruktor.
Zespół naukowy Schaubergera był pewien, że przy takich parametrach istniejące w dysku przeciążenie zabije każdego pilota. Aby sprawdzić, jak jest one wielkie zainstalowano na pokładzie dysku urządzenie mające dokonać pomiaru. Jakież było zdziwienie naukowców, kiedy okazało się, że przeciążenie to ma wartość 0,5 g, a więc jest pół raza mniejsze od przyciągania ziemskiego!"