Opowieści z Sharn
Sharn, Miasto Wież. Od niepamiętnych czasów położone na pięciu płaskowyżach u zbiegu rzek Hilt i Dagger, było największym osiedlem Khorvaire i dumą Brelandii. Tutaj, na szczytach sięgających niebios wież i w ich przytłaczającym cieniu poniżej, codziennie splatały się życia dobrze ponad dwustu tysięcy dusz. Setki żyć codziennie miały tu swój początek… i koniec. Miliony opowieści.
Oto jedna z nich.
Rzeźnik z Dury
W rolach głównych:
Anarchy_Kanya jako Lilith
Sindarin jako Kane Dross
Suldarr’essalar jako Proforion
Komentarze
W rolach głównych:
Anarchy_Kanya jako Lilith
Sindarin jako Kane Dross
Suldarr’essalar jako Proforion
Komentarze
Padało. W Sharn zawsze padało. Był późny wieczór. Tutaj, w Niższej Durze, deszcz przypominał ściek, zmywający brud z wyższych poziomów Miasta Wież. Mdłe światło magicznych latarni przebijało się przez wilgoć, odsłaniając niewyraźne sylwetki grubych pni wież i przechodniów. Tutaj życie było ciężkie. Ci, którzy tu żyli, zahartowani byli na ciele i umyśle przez ubóstwo, przemoc i codzienną walkę o byt.
Madeleine, stara ludzka praczka, należała do takich osób. Przeżyła w Sharn ponad siedemdziesiąt lat, co było niesamowitym wynikiem, jak na panujące tu warunki i żywotność ludzkiej rasy. Przetrwała Ostatnią Wojnę. Niełatwo było ją wstrząsnąć.
Nawet jednak ona musiała krzyczeć z trwogi, widząc potwornie okaleczone ciało półelfiego dziecka, leżące w kałuży własnej krwi na brudnym bruku, powoli obmywane przez deszcz...
Lilith, Proforion
Daggerwatch, Wyższa Dura
Garnizon Daggerwatch Straży Miejskiej Sharn
Późny wieczór
Kapral Greddark Mroranon był postawnym krasnoludem, który służył w straży pół życia, dość długiego zresztą. Bębnił palcami w blat drewnianego biurka w swoim gabinecie do rytmu deszczu, lejącego się za oknem. Biurko było stare i misternie rzeźbione. Poza szafką na dokumenty, stojakiem na broń i krzesłem, na którym aktualnie krasnolud siedział, było jedynym meblem w pokoju, a na pewno najlepszym. Szafka na dokumenty była nowa i tandetnie wykonana, a krzesło wysiedziane ponad wszelką miarę. O jakości stojaka lepiej nie wspominać. Komnata była kiepsko oświetlona. Blask dawała tylko niewielka wiecznojasna lampka na biurku, rzucając długie cienie na twarzach zebranych. Kamienną podłogę zdobiła wyleniała skóra dzika.
Krasnolud poprawił tabliczkę z jego stopniem i imieniem na biurku, po czym westchnął. Myślami uciekł do butli whisky ukrytej w biurku.
Kapral Mroranon powiódł wzrokiem po twarzach pary istot, które przed nim stały. Mężczyzna i kobieta. Powiedzmy, kwestia płci tej drugiej nie była ostateczna. Changeling, odmieniec.
– Lilith. Proforion. Wiecie, po co zostaliście tutaj wezwani. – powiedział w końcu, zwracając się do zebranych. Miał chrapliwy, ciężki głos. - Rzeźnik z Dury. Cztery ofiary. Same kobiety. Dla dwojga z was to sprawa osobista. – Greddark przejechał po twarzy otwartą dłonią. Był zmęczony. – Wasza grupa została powołana do schwytania tego seryjnego mordercy. To nie może tak dłużej trwać. Cała Dura żyje tym sukinsynem. Akta są na stole. – krasnolud nie tyle powiedział, co wyrzucił z siebie serię wypowiedzi, każdą oddzielając męczącą pauzą. Przymknął oczy.
Zdziwaczały żebrak i informatorka z kurwiego łona. Żadnych prawdziwych strażników. Oni mieli zająć się najgłośniejszą sprawą kryminalną Dury od czasów Hugona Bonebacka? Mroranonowi nie podobało się to ni cholerę. Ale polecenia z góry miał wyraźne. Ta dwójka.
Otworzył oczy.
– Nie pomylę się wiele mówiąc, że pewnie nie zajrzeliście do tych akt. – istotnie, akta leżały na biurku nietknięte. Ciężko byłoby je przejrzeć w trzy sekundy, lecz krasnolud najwyraźniej chciał się utwierdzić w przekonaniu, że osoby wybrane do prowadzenia śledztwa nie nadawały się do tego w zupełności. – Zatem. Pytania? – ostatnia wypowiedź była pytaniem tylko dzięki kontekstowi. Zmęczony monoton Greddarka nie przewidywał najwyraźniej trybu pytającego.
Kapral uniósł brew, wracając do bębnienia palcami w biurko. Czekał. Naprawdę chciałby już być w domu. Ale miał nocną zmianę.
Zapowiadało się na stanowczo za długą noc.