@Gerard Heime
Często trafi się nam bezpłatny staż. Ale to też droga do zdobycia doświadczenia.
Gdzieś ostatnio czytałem tekst jakiegoś chłopaka, któremu pracodawca oferował śmiesznie niską pensję, a kiedy gość próbował negocjować, to usłyszał "Ale przecież dotąd pracował pan za darmo. Dlaczego ja mam panu płacić?" Zgodnie z tym artykułem, spora część firm (zwł. mniejszcyh) coraz bardziej kombinuje i zatrudnia studentów "na praktyki", żeby mieć w ten sposób pracowników za darmo. I rynek się psuje, bo potem nikogo nie chcą przyjmować za kasę - zwł. za większą kase.
A to "Miałeś 10 zupełnie różnych praktyk" to już tylko kwestia tego co napiszesz w CV i co powiesz na rozmowie.
Wiesz, ja akurat takiego problemu nigdy nie miałem (za moich czasów dwie praktyki to już było dużo
), niemniej kilku "młodszych" znajomych takie pytania usłyszało. W ogóle ciężko wyważyć jest, czego może pracodawca oczekiwać, i zapewne tyle jest na to metod, ilu ludzi. Jeśli już coś mogę polecić ze swojego doświadczenia, to że jeżeli szuka się pierwszej pracy, albo pracy w nowym zawodzie - warto jest posługiwać się tzw. CV funkcjonalnym. Jest znacznie "wygodniejsze" dla potencjalnego pracodawcy, a i listów motywacyjnych nie trzeba tylu pisać/czytać. Dobrym zwyczajem jest także wytłuszczanie najważniejszych fragmentów CV, tak żeby potencjalny pracodawca nie musiał czytać całości, tylko mógł szybko wychwycić kilka najważniejszych naszym zdaniem punktów (i ew. doczytać resztę, jeśli go to zainteresuje).
Najlepiej, to pójść na specjalistyczny kierunek techniczny który wypluwa co roku mało absolwentów (bo jest nieatrakcyjny albo cholernie trudny) i mieć 99% szansy znalezienia pracy po studiach.
Kolega pracujący dorywczo w biurze (na niezbyt przyjemnej zasadzie "przynieś-podaj-pozamiataj") skończył jakiś rok temu zarządzanie ruchem lotniczym na politechnice i do tej pory nie udało mu się znaleźć żadnej pracy. Ani w lotnictwie, ani w logistyce - po prostu nigdzie. Sam będąc z wykształcenia technologiem żywności (specjalność inżynieria) szukałem pracy w zawodzie dobrze ponad pół roku (nie żeby *zupełnie* żadnej nie było - ale z pewnością żadnej wartej uwagi), aż sobie w końcu odpuściłem i poszedłem do badań klinicznych. Ponieważ mój kierunek miał w nazwie "żywność" (i swoją drogą interdyscyplinarny rzeczywiście był) to kwalifikowany jest do "human science" - i się rzutem na taśmę załapałem.
...więc wydaje mi się, że lepiej się jednak nastawiać na możliwie szerokie kierunki, a potem łapać jedną z wielu "pogranicznych" prac; niż nastawiać na jeden, i potem kombinować, gdzie jeszcze mogą nas chcieć.
Niestety z interdyscyplinarnymi kierunkami na studiach humanistycznych (...)
Aucz - wyleciało mi z głowy że mowa o humanistycznych.
Fakt: interdyscyplinarne humanistyczne to wtopa. Chodziło mi raczej o interdyscyplinarne humanistyczno-techniczne lub "wielo-specjalnościowe". Nie da się ukryć, że kierunki techniczne mają znacznie *prościej* jeśli chodzi o szukanie pracy - i to bez względu na to, czy chcą potem pracować w zawodach humanistycznych, czy w ścisłych.
@Hyareil
Nie ma moim zdaniem pójście na filologię z nastawieniem "jeszcze nie wiem, co będę robić (...) Trzeba wpierw określić, czy obcy język ma być tylko narzędziem komunikacji, czy bezpośrednim przedmiotem pracy.
Zgoda - ja po prostu sugerowałem to drugie rozwiązanie. Jeżeli ktoś się uczy języka navaho, a potem chce sprzedawać po polskich domach odkurzacze, to filologia raczej mu się nie przyda. Założyłem raczej rozwiązanie, w którym język + prawo / politologia ma służyć prowadzeniu międzynarodowych negocjacji z ramienia korporacji, ustalaniu procedur wewnątrzkorporacyjnych związanych z różnicami regulacji w poszczególnych krajach, itp.