Pogoda na Rodos była jak z reklamówki biura podróży. Żar lał się z nieba, a gdyby nie orzeźwiająca morska bryza to podróż zdezelowanym rzęchem wynajętym przez Matta byłaby równoznaczna z pobytem w saunie.
Odpowiedź na pytanie, co młody Anglik robi na tej małej wysepce była prosta, jednakże trudna do zrozumienia dla osób nie mających pojęcia o nieustannej wojnie w świecie nadnaturalnym. Cztery temu do Matt dostał list od jednego ze swoich przodków, egipskiego boga Thota. Patron pisma miał do niego tylko jedną prośbę. Chciał, aby Matt udał się do hotelu Excelsior znajdującym się na wschodnim wybrzeżu Rodos. Thot ręczył (a trudno dyskutować z jego wiedzą), że dojdzie tam do wydarzeń, które mogą odmienić bieg boskich wojen. Bóg-ibis wysłał tam Matta nie tylko jako swojego obserwatora, wyraził również życzenie, aby Londyńczyk działał na rzecz zachowania trudnej do utrzymania równowagi w boskich starciach.
Wola Thota była na tyle ważna dla Matta, że zabukował pokój w Excelsiorze, pozostawił swój pub pod opieką zaufanego pracownika, po czym ruszył na Rodos. Jego samolot wylądował w mieście Rodos, daleko od wschodniego wybrzeża wyspy na którym mieścił się hotel. Droga do luksusowego miejsca wypoczynku prowadziła wąskimi górskimi drogami, dlatego Matt był zmuszony wynająć zdezelowanego forda capri, pamiętającego z pewnością złote lata osiemdziesiąte.
Kiedy Matt dotarł na miejsce, jego oczom ukazał się spory kompleks budynków. Nic dziwnego, żę hotel nie miał żadnego połączenia z resztą wyspy. Dyskretnie ukryty w zatoczce port oraz niezbyt oddalone lądowisko dla helikopterów sprawiały, że Excelsior nie potrzebował dobrej komunikacji z resztą rodyjskiej społeczności.
W końcu rzężąc i prychając wóz Matta dowlókł się do ogrodzenia. Obrośnięty winoroślą, wysoki na dwa metry płot z drucianej siatki zdawał się nie pasować do tej idyllicznej okolicy. Co gorsza, zamknięta na sporą kłódkę brama uniemożliwiała dalszą drogę. Niestety, nie było żadnego domofonu, aby porozumieć się z obsługą hotelu.
Ama-chan
Grzecznie siedziała w autobusie, tak jak przykazała jej służąca jej matki. Dokładnie pamiętała jej słowa. Musi dojechać do końca trasy, a tam się już nią ktoś zaopiekuje. Służąca mówiła to w dużym pośpiechu, podkreślając, że dziewczynce grozi wielkie niebezpieczeństwo.
Autobus był pełny wesołych ludzi, którzy radośnie rozmawiali na zwykłe dla dorosłych tematy. Nie mogli być przypadkowymi pasażerami, robili raczej wrażenie grupy znajomych. Wspominali coś o konferencji, ale głównie przekomarzali się między sobą i planowali wypoczynek na plaży. Pozornie nikt nie zwracał uwagi na małą dziewczynkę.
- A co tutaj robisz, maleńka? - Ama-chan nagle usłyszała niski kobiecy głos tuż nad swoim ruchem - Gdzie jest twoja mamusia?
Aleksander Polemistí̱s
Ból poczuł w momencie kiedy otworzył oczy. Nie powinien mieszać. Nawet przy jego boskim pochodzeniu nie mógł bezkarnie chlać przez całą noc... Bo chyba tyle pił, nie był sobie w stanie dokładnie przypomnieć.
Młodzieniec z trudem wstał i ruszył do łazienki. Oczekiwał, że obudzi się w nieznanym sobie pokoju, obok jakiejś świeżo poznanej dziewczyny, ale nie sądził, że to będzie tak luksusowe wnętrze. Kiedy, już po porannej toalecie, Aleksander popijał wódkę z zasobnego barku i przyglądał się widocznemu za oknem ogrodowi, zdał sobie sprawę, że musi być w jakimś drogim hotelu. Dziwne, nie znał tego miejsca, a przecież świetnie kojarzył wszystkie lepsze i gorsze hotele w Atenach. Chyba podczas balangi musieli zajechać gdzieś dalej. W zamyśleniu młody Grek spojrzał na twarz wciąż śpiącej dziewczyny. Urodziwa blondynka w jakiś sposób robiła na nim niezbyt sympatyczne wrażenie, a mimo usilnych prób Aleksander nie był w stanie sobie przypomnieć dlaczego.
Anriel Ravine
Ból poczuł w momencie kiedy otworzył oczy. Jego klatka piersiowa i nogi zdawały się płonąć piekielnym ogniem. O dziwo, od pasa w dół nie bolało go nic, w ogóle nie czuł dolnej połowy swojego ciała.
- Nie udawaj, że jesteś nieprzytomny, dziwko - do uszu Anriela dotarł męski głos. Lekko łamiący się głos starego człowieka - Zabiłeś moją córkę... Moją Anię... - kopniak trafił półboga precyzyjnie w usta, wybijając mu kilka zębów. Zapewne nie po raz pierwszy tak oberwał, ponieważ stan jego uzębienia był w tej chwili już więcej niż mizerny - Pamiętasz cokolwiek? - głos mówiącego był wypełniony bólem, ale nie, Anriel nie pamiętał. Śmiertelnicy byli dla niego nieważni - Zabiłeś ją, szalony gnoju! Wiesz, co mi powiedziały gliny? Że jesteś jakimś pieprzonym wariatem... Że odprawiałeś z jej ciałem jakieś rytuały... Ty pierdolony świrze. Więc zabiję cię... Stan, Wasylij, podnieście go.
Światło słoneczne oślepiło Anriela. Dopiero teraz, mimo krwi zalewającej oczy, miał możliwość rozejrzeć się po okolicy. Wyciągnięto go z kajuty, która znajdowała się pod pokładem małego jachtu. Byli na morzu, słony wiatr sprawiał, że rany na ciele półboga piekły w dwójnasób. Anriel nie tylko był potwornie pobity, jego dłonie były za plecami unieruchomione kajdankami. Musiały być mocne, ale Anriel nie znał kajdanek, które byłyby w stanie bez końca opierać się jego sile.
- To twój koniec - dopiero teraz zobaczył mówiącego. Śmieszny staruszek z małym, siwym wąsikiem. Byłby zupełnie komiczny, gdyby nie jego świata złożona z ośmiu uzbrojonych po zęby osiłków. Dwóch następnych trzymało półboga w żelaznym uścisku.
- Wrzućcie go - ból nieco spowolnił percepcję brata Cerbera, dlatego dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że znajduje się już w błękitnych wodach Morza Śródziemnego. Mógłby tu pływać całe dnie, gdyby nie drobny detal. Wokół nóg półboga zawiązano gruby, ciężki łańcuch, który od razu zaczął go ciągnąć pod wodę.
May Smith
Kobieta, mieszkanka hotelu Excelsior, skryta pod ogrodowym parasolem, w milczeniu patrzyła na płynący w oddali jacht. Widziała go oczami kruka, który przysiadł na burcie statku. Gdyby nie ta perspektywa, nie byłaby świadoma, że właśnie na tym statku ktoś próbował dokonać egzekucji osoby, w której żyłach płynie boska krew. May z uwagą patrzyła na bezwładne ciało wpadające w morską toń. Obsługa hotelu miała motorówkę. Mogła spróbować uratować tę istotę... Ale czy był sens to robić?