To raczej oczywiste, ze budujc polityke między państwami, czy też wewnętrzne spory trzeba sobie dobrze przemyslec podejście wszystkich stron. Tylko wtedy trzyma się to kupy.
Sednem istnienia krzyżowca jest walka z Ciemnością. Nawet nie zwycięstwo nad nią, bo wtedy przestaje istnieć opozycja światło-ciemność, zatem dobro i zło staja się nieodróżnialne.
Walka jest dążeniem do doskonałości. Jihad wewnętrzny i zewnętrzny. Sensem życi jest poświęcenie się bezwarunkowo Jedynemu, gotowość, do przelewania krwi, i śmierci w obronie wiary.
Wobec takiego podejścia, sprawy tego świata to marność. Vanitas.
Doraźna, czy długofalowa polityka dla przeciętnego rycerza są niczym wobec celu, jaki postawił przed nim Bóg.
Stąd jedynym autorytetem, zdolnym opanować krzyzowców jest Kościół. Kardynał. Tak samo oddany walce z Ciemnością i zasłuzony w niej jak oni sami. Papież jest troche za daleko, i nigdy nie był na froncie.
Czy to naprawde nie jest proste? Na swój sposób, to prawdziwi mahometanie