sob paź 14, 2006 12:42 pm
Urgh, bojowy szał, z jakiego twój lud słynął właśnie minął. Usiadłeś spokojnie na ziemi. Oddech był nierówny, czułeś ogromne zmęczenie i zakwasy w mięśniach. Bardzo chciało Ci się pić a jakby mało tego było ciągle krwawiłeś w kilku miejscach. Rany nie były śmiertelne, przeżyjesz. Chwilę później Nicko zasklepił leczącą magią krwawiące miejsca. Poczułeś się trochę silniejszy, to jednak nie do końca ten odpoczynek, który był Ci potrzebny. Musiałbyś chwilę się wyluzować na miękkim podłożu, ale to nie problem, rozgromiliście końcu przegoniliście grupę orków.
Nathaniel, odpoczywałeś chwilę, by nabrać kolejnych sił na resztę podróży. Widziałeś, że Soze wspiął się na drzewo, chyba był poirytowany warta jaką spełnili jego poprzednicy. Niby rozgromiliście zwiad orków ale jakim kosztem? Co prawda nie straciłeś zbyt wielu czarów ale rany jakie ponieśliście w walce z tak małym oddziałem orków były nie do zaakceptowania. To był tylko zwykły zwiad a tak was urządzili, to co dopiero będzie na was czekało przy samych maszynach oblężniczych, które były waszym celem? Zero organizacji, Evendur po prostu nie spisał się.
Soze,Usadowiłeś się na drzewie. Twój czujny wzrok obserwował każdy ruch w lesie, na około obozu. Z góry widziałeś lepiej, jakie to wielkie straty ponieśliście. Gdyby nie obecność Nicko to, kto wie, jak dalej by się walka potoczyła. Jeden ciężko ranny leżał nieprzytomny. Inny prawie został zadeptany przez resztę orków, źle się działo w drużynie i trzeba było ewidentnie doprowadzić do jakiś zmian.
Quarion, teraz nic Cię nie interesowało, potrzebowałeś porządnego odpoczynku i chwili wytchnienia.
Wszyscy, Orrick Rudobrody usiadł na jednym z konarów wydając z siebie głośny jęk zadowolenia. –Taaak to dobra walka była, ale coś słabiutko wam poszło. Ha! Gdyby nie mój topór wszyscy byście leżeli martwi!- Rzekł zadowolony. Przechodzący obok niego Nicko zbeształ krasnoluda wzrokiem, na co ten tylko odchrząknął i uśmiechnął się tłumiąc zmieszanie. Kapłan stanął na środku obozu i rozejrzał się. –Trzeba przeszukać ciała a następnie zamanifestować słabość orków. Być może to nie godne, lecz musimy pokazać orkom, że na tej ziemi nie spotka ich nic innego jak tylko śmierć. Musimy powiesić ciała na drzewach…-
Minęło kilka minut, wszyscy byli szczerze przekonani, że zagrożenie minęło. Orkowie uciekli i pewnie nie wrócą do póki nie odzyskają sił… Jakże bardzo się myliliście. Dosłownie kilka chwil później z krzaków dobiegły odgłosy owczych rogów. Dźwięk ten was załamał, wiedzieliście, że kolejnego takiego ataku możecie nie przetrwać…
Soze, już z daleka zauważyłeś dużą ilość ruchów w lesie, jednak nie zdążyłeś nikogo powiadomić, orkowie jakby pewni siebie sami dali o sobie znać dźwiękiem rogu. Zbliżała się kolejna walka, oby nie ostatnia dla was…
Wszyscy, kolejną, bardzo krótką chwilę później znów dopadł was grad strzał z lasu. To zdawało się być niemożliwym, by orkowie mieli jakąś taktykę. Wszystko na to wskazywało, być może nowy przywódca, który nimi dowodzi nie jest orkiem…
Evendur, nim zdążyłeś wstać jedna strzała wbiła Ci się w ramię. Ruszony emocjami wstałeś i szybko złamałeś drewnianą część wbitej strzały. Krew ociekająca z ramienia była dziwnego koloru, teraz do ciebie doszło, że to te same zatrute strzały, co wcześniej powaliły Nathaniela. Postanowiłeś nie ryzykować i nie mieszać się w wir walki, nim nie uleczysz swoich ran, jednak to już było nie możliwe, kolejne dwie strzały, które wbiły się w lewe udo i brzuch powaliły Cię na ziemię. Obraz zaczął wirować, robić się niekształtny. Głosy, jakie wydawali kompani, próbując wygonić chaos z grupy stały się jakby potrójne i nie do rozszyfrowania twoim uchem. Czułeś, że bóg Cię wzywa i to już nie na żarty… Powoli nastawała ciemność, a ból nie był taki dokuczliwy…
Sylvan, przygotowałeś się do strzału. Jedna strzał popędziła gdzieś w las, zabijając jednego orka, który wydał z siebie charakterystyczny dźwięk. Już wyciągnąłeś drugą strzałę i wycelowałeś w biegnącego zielonego ryja, kiedy z zza krzaków, jakby z nikąd pojawił się czarny jak smoła promień, który wbił się w twoją klatkę piersiową. Poczułeś ogromny ból, który powalił Cię na kolana. W agonii upuściłeś łuk. Ból jakby przeszedł po chwili, więc ostatkiem sił wstałeś na nogi i już miałeś się schylać po swój leżący na ziemi łuk, kiedy poczułeś to dziwne uczucie. Czułeś się, jakby Cię ubywało, spojrzałeś na swoje dłonie a one powoli znikały. To było okropne, jednak nieuniknione. Ból był tak straszny, że o niczym innym nie myślałeś. Chwilę później ból minął a na ziemi leżał tylko łuk i kilka plam krwi.
Nathaniel, Kolejna walk a Ty nie czułeś się do końca sprawny. Bolała Cię głowa, jakby na kacu, to jednak był efekt zatrucia, jakiego doświadczyłeś. Teraz jednak należało wstać i walczyć, najlepiej jak tylko się da. Kilka strzał wbiło się w ziemię, na szczęście żadna Cię nie trafiła… Jeszcze…
Urgh, czułeś się bardzo wyczerpany a mimo to trzeba było bez narzekania wstać i walczyć jak poprzednio…
Wszyscy, Nicko widząc chaos panujący w waszych „szeregach” krzyknął głośno –Chować się za drzewa, strzały są zatrute!- Sam natomiast stojąc na środku obozu rozpoczął inkantację. Chwilę później zauważyliście, że jesteście pod wpływem jakiegoś obszarowego czaru. Znajdowaliście się dokładnie w jego centrum.
Orrick, szybko padł na ziemię, pod konarem, na którym siedział. Kilka strzał odbiło się od jego zbroi, lecz żadna go nie ugodziła.
Orkowie byli już bardzo blisko. Wiedzieliście, że jest ich wiele i możecie nie podołać temu wyzwaniu, szczególnie, że już ponieśliście śmiertelne straty. Na waszych oczach wyparował Sylvan a Evendur - wasz przywódca właśnie padł zasypany gradem strzał. To zdarzenie złamało wasze morale. Nikt nie chciał ucieczki, jednak to byłoby najlepsze rozwiązanie, najlepsze i najrozsądniejsze. Jednak to nie był wasz koniec, miał się zdarzyć cud, który uratował wam życie. Gdy orkowie byli już blisko a walka miała być nieuniknioną zielonoskórych rozgromiła seria wybuchów. Bardzo was to zdziwiło, być może to inna grupa do zadań specjalnych przyszła wam na pomoc. Chwilę później już było cicho. Dookoła was wszędzie płonęły drzewa. Zerwał się silny wiatr, jednak bardzo dziwny ten wiatr był. Był porywisty i trwał krótką chwilę. Niedługo potem z lasu dobył się głośny ryk jakiejś bestii. Wszyscy byliście bardzo zdziwieni, gdyż niewiadomo co tak naprawdę zabiło orków. Teraz spoglądaliście na siebie szukając odpowiedzi w oczach towarzyszy… Jednak każdemu nasuwało się na myśl to samo pytanie – „co teraz?”…