Zrodzony z fantastyki

  • 1
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
  • 7
  • 31
 
Awatar użytkownika
iron_master
Wyróżniony
Wyróżniony
Posty: 2815
Rejestracja: czw paź 20, 2005 7:56 pm

ndz wrz 10, 2006 6:08 pm

Nathaniel

Elf uważnie przyglądał się reszcie komapni. Dyskusja toczyła się odnośnie wart w czasie odpoczynku. Wiedział, że w tej kwestii raczej się nie przyda, mimo iż jako elf miał lepszy słuch niz większość ras, nie mógł się równać z doświadczonymi tropicielami.

- Pozwolicie, że strzec was nie będę, gdyż nie do takich rzeczy przywykłem. Jest mi z tego powodu niezmernie przykro jednak moje zalety leżą gdzie indziej. - To mówiąc wyjął jedną ze swoich ksiąg i poklepał ją delikatnie. Zaraz potem schował ją do futerału aby chronić ją przed działaniem żywiołów. - Tak więc odpocznę mym elfim snem, a gdy obudzę się postaram się nie przeszkadzać wam w czuwaniu. Jeśli będą jakieś kłopoty obódzcie mnie bez wachania. - Po czym rozłożył rozłożył płaszcz, usiadł na nim krzyżując nogi i zaczał śnić o wspaniałej Evermeet. Myśli o niej zawsze napawały go radością i łatwiej mu było odpocząć od codzienności.

*
Ostatnio zmieniony ndz wrz 10, 2006 8:05 pm przez iron_master, łącznie zmieniany 1 raz.
 
Awatar użytkownika
Tomeg
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 232
Rejestracja: ndz lip 23, 2006 12:32 pm

ndz wrz 10, 2006 6:58 pm

Quarion Galanodel

- Dobrej nocy.

Elf wstaje, rozprostowuje nogi. Obchodzi teren wokół drzew, po czym zgrabnie wspina się na drzewo koło obozowiska.

~ Nareszcie w swoim żywiole.~

Po około czterech godzinach obudził Sylvana. Postanowił pełnić wartę dłużej, lecz teraz sen go zmorzył. Usiadł pod drzewem i zaczął medytować.

*
 
Awatar użytkownika
Dinin
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 153
Rejestracja: ndz sty 09, 2005 8:29 pm

śr wrz 13, 2006 8:28 pm

Evendur

Siedzą w prowizorycznym obozie przy ognisku, Evendur patrzył w niebo na jasno świecące gwiazdy. Przypomniał sobie, jak kiedyś ktoś mówił mu, że czuwają one nad dobrymi ludźmi. Teraz miał nadzieję, że i on ma taką gwiazdę pośród niezliczonych świateł na nieboskłonie.

Miejsce nie było dobrze dobrane, ale na poszukiwanie kryjówki nie było czasu. Aby zabezpieczyć obóż, brali kolejno warty. Evendur przespał płytkim snem 2 godziny, a potem objął ostatnią wartę za Sylvana.
~To ostatnie chwile spokoju~ - pomyślał rycerz. ~Kiedy dotrzemy bliżej obozu orków, zamienimy posłania na zbroje. Może nawet nie będzie czasu na sen...~
~Rano postanowię coś konkkretnego - wiem, że mój oddział na to czeka ~ to myśląc powiódł wzrokiem po śpiących w pobliżu towarzyszach. Z daleka dobiegło go chrapanie Orricka, kawałek dalej Urgh seplenił coś przez sen. Rycerz z uśmiechem stwierdził, że da się tam rozróżnić przynajmniej dwa słowa :"piwo" i "bić". Pogrążając się w rozmyślaniach, objął ostatni wartę - wszystkie ważne sprawy musiały zaczekać do rana.

*
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

czw wrz 14, 2006 1:49 pm

Sylvan, leżałeś spokojnie z przymkniętymi oczami. Minęło sporo czasu, kiedy twój spokój przerwał Quarion. Mężczyzna szturchnął Cię w ramię otwarłeś oczy i lekko otrząsnąłeś głową na otrzeźwienie. Quarion chwilę później położył się na spoczynek Sam wstałeś i rozejrzałeś się po obozowisku. Większość osób spała pod gołym niebem w śpiworach, stał jednak jeden namiot. Mniejsza z tym, teraz trzeba było bacznie czuwać nad bezpieczeństwem innych. Usiadłeś pod jednym z większych drzew. Tam dokładnie było widać wszystko w promieniu kilkunastu metrów. Siedziałeś dłuższą chwilę w milczeniu rozglądając się, co jakiś czas. Twoją uwagę przykuł niewielki ruch gdzieś z lewej strony. Zmrużyłeś oczy by się przyjrzeć. Była to sylwetka mniej więcej ludzka. Wejrzałeś po reszcie towarzyszy, wszyscy spali tylko Urgh nagle otworzył oczy i spojrzał dokładnie na Ciebie…

Urgh, Spałeś mocnym i twardym snem. Śniło Ci się, że gonisz nagą elfkę na polanie. Nagle coś przerwało sen. Poczułeś dziwne uczcie, jakby ktoś nad tobą stał. Pierwsze, co zrobiłeś to otwarłeś oczy. Twój wzrok automatycznie spotkał się z wzrokiem Quariona, siedzącego niedaleko pod drzewem. Mężczyzna był blady (być może to tylko złudny efekt gry świateł), lecz wyraźnie widziałeś w jego oczach zmartwienie. Wszędzie panowała cisza, czasem tylko odgłos wydany przez sowę chwilowo ją przerywał. Starałeś się nie ruszać zbytnio by nie pobudzić innych i nie doprowadzić do paniki. Nie wiedziałeś zbytnio co masz czynić, czy obudzić wszystkich i sprawdzić co Cię zaniepokoiło przez sen, czy też czekać na reakcję elfa co on zadecyduje…
 
Alek
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 342
Rejestracja: czw kwie 15, 2004 4:23 pm

czw wrz 14, 2006 3:11 pm

Urgh

~Ale się Urghowi ładnie śniło... A ten elf co, ducha zobaczył? Urgh zawsze wiedział żę elfy się nie nadają do walki.
Urgh nie poruszał się; z daleka można było odnieść wrażenie, że śpi z otwartymi oczami. Jednak pomimo tego, że myślał źle o elfach, nieco się przeraził. Elfy jako rasa były w jego przekonaniu słabe; ci tutaj wyglądali za to na zaprawionych w boju. Widząc dziwny wyraz twarzy intuicja podpowiedziała mu, że coś tu nie pasuje. Quarion nie bez powodu się martwił. Urgh postanowił działać. Powoli podniósł i wdział zbroję, a następnie złapał za maczugę. Był gotów do obrony przed ewentualnym napstnikiem i czekał na reakcję Quariona.
 
Awatar użytkownika
Theodred
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 18
Rejestracja: śr sie 16, 2006 7:54 am

ndz wrz 17, 2006 6:14 pm

Sylvan

Przetarł oczy, wstał, podchodzi do Urghta i Quariona i mówi im.
~Hej, widziałem coś w krzakach, chodźcie prędko zobaczyć co to było.~
Obrócił się czym prędzej i pobiegł z wyciągniętym łukiem w stronę nieznanej mu jeszcze Postaci.
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

ndz wrz 17, 2006 7:01 pm

Sylvan, Urgh, Quarion, już mieliście wstac i pobiec za Sylvanem, kiedy to nagle do obozowiska wpakowała się gromadan uzbrojonych orków. Wszystko działo się bardzo szybko. Widocznie orkowie chcieli zaatakowac was z zaskoczenia, jednak śmiałe ruchy Sylvana zmieniły ich plan. Orkowie migiem rzucili się w wir walki.

Sylvan, spojrzałeś w bok, z którego wyskoczyło kilku roków, nie zdążyłeś zareagowac, długa włócznia, którą rzucił jeden z zielonoskórych wbiła Ci się w udo (przeszła na wylot). Ból jest ogromny a pieczenie w nodze nie daje Ci utrzymywac równowagi.

Urgh, Twój refleks był trochę lepszy. Włócznia jaka pędziła w twoją stronę, była rzucona niecelnie, więc i tak by nie trafiła. Wstałeś jednak niezwykle szybko i swoja pałką zdzieliłeś jednego z orków w głowę. Skurczybyk był jednak twardy, po za dzwiękiem łamanej szczęki nic innego nie dało się zauważyc.

Quarion, Szybko wstałeś i złapałeś za swój łuk. Już miałeś naciągac strzałę na cięciwę, kiedy za plecami usłyszałeś dzwięk charakterystyczny dla grupy rozjuszonych orków. Odwróciłeś się i naciągnąłeś strzałę. Pocisk wbił się w ramię jednego z orków, jednak to go nie zatrzymało. Zielonoskóry zdążył Cię jeszcze uderzyc długim i szerokim mieczem w klatkę. Rana na szczęście nie była wielka, mimo to będzie z pewnością przeszkadzac w walce.

Reszta, dzwięki walki migiem wytrąciły was z odpoczynku. Sytuacja wyglada następujaco. Obóz został natarty przez grupkę kilkunastu orków, którzy pojawili sie z dwóch stron. Sylvan ma w nodze wbitą długą włucznię. Ledwie stoi z bólu. Urgh świetnie sobie radził ze swoja bornią, jeden z orków już poczuł to na swojej skórze. Quarion zaskoczony atakiem z tyłu i zdezorientowany silnym ciosem jaki przyjął na klatkę nie będzie zbytnio przydatny w tej walce, póki ktoś go nie uleczy...
 
Alek
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 342
Rejestracja: czw kwie 15, 2004 4:23 pm

ndz wrz 17, 2006 7:16 pm

Urgh

-URGH BYĆ ZŁY!
Barbarzyńca do tej pory wesoły i w miarę spokojny, przeistoczył się w oka mgnieniu. Teraz, z pianą na ustach, obłędem w oczach i szalonym głosem rzucił się do walki. Przestał już nawet starać się odmieniać czasowniki i z rozpędu starał się uderzyć najbliższego orka.
-URGH ZMIAŻDŻYĆ!

*Czekam do następnej tury walki
 
Awatar użytkownika
Pharaun
Użytkownik zaawansowany
Użytkownik zaawansowany
Posty: 92
Rejestracja: pt lut 25, 2005 11:53 am

ndz wrz 17, 2006 7:27 pm

Randal Dundragon

Usłyszwszy walke, Randal bez zastanowienia rzuca na siebie zaklęcie ochronne, łapie swój kij
~Co się dzieje?~
i wychodzi z namiotu aby się zorientowac w sytuacji.
*
 
Awatar użytkownika
Var Kezeel
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 140
Rejestracja: pt lis 26, 2004 11:07 pm

ndz wrz 17, 2006 7:53 pm

Soze

Mężczyzna zbudził się natychmiast po usłyszeniu rozmów towarzyszy. Zdążył się już otrząsnąć z otępienia, kiedy obóz eksplodował ruchem i dźwiękami walki.

~Cholera by ich wzięła, wartownicy przeklęci! Szlag! Trzeba było samemu całą noc czatować!~

Natychmiast poderwał się na nogi i nim którykolwiek z orków zdążył podejść do mężczyzny, ten wykrzyczał krótką inkantację i zrobił krótki gest, wyszarpując jednocześnie z bandoliery czarną kulkę, po czym po krótkim rozbłysku światła zniknął wszystkim z oczu.

- Jeśli jest tu przywódca, zostawcie go MNIE! - krzyknął niewidzialny, po czym w dwóch susach dobiegł do pniaka wyciągając jednocześnie sztylet i wspiął się zwinnie na solidny konar, gdzie przycupnął cicho jak śmierć, po czym szybko zaczął przypatrywać się orkom, starając się znaleźć odpowiedni cel...
 
Awatar użytkownika
iron_master
Wyróżniony
Wyróżniony
Posty: 2815
Rejestracja: czw paź 20, 2005 7:56 pm

ndz wrz 17, 2006 8:05 pm

Nathaniel

Nagły hałas postawił Nathaniela w mgnieniu oka na nogi. Wstał ze swojego posłania. Szybko rozeznał sytuację, zostali zaatakowani przez wiecznych wrogów elfiej rasy, przerażających i okropnych zielonoskórych orków. Dwóch towarzyszy było rannych co nie wróżyło najlepiej. Nathaniel zareagował szybko. Bezbłędnie splótł czar, którego używał dziesiątki razy. Jego ruchy stały się szybsze, podobnie jak umysł słonecznego elfa. Poruszenie się było widoczne przez towarzyszy jedynie jako smuga przecinająca powietrze. Zamazany, ciężki do dostrzeżenia, a przede wszystkim, zabójczy. Błyskawicznie rzucił jeden z bardziej lubianych czarów i lekko migocząca okrągła tarcza stworzona z czystej mocy pojawiła się przed nim lewitując nad ziemią i osłaniając go przed wściekle szarżującymi sługami zła. Teraz był bezpieczniejszy...

Gdy tylko skończył tworzyć ochronny dysk ujrzał biegnących wprost na niego. Jednak Ci nie mieli szczęścia, gdyż Nathaniel dzięki mocy Splotu był szybszy. Ze zdawać by się mogło nadludzką szybkością wykonywał ruchy rękoma, oraz wymawiał tajemne inkantacje tworząc zabójcze zaklęcie. Kiedy skończył, a dla postronnych zdawało się to trwać sekundę, z jego delikatnych rąk wystrzelił ciemnoniebieski piorun kierując się w stronę dwóch orków. Przeszedł przez nich na wylot bez większych problemów, po czym elf skierował go w niebo aby nie krzywdzić natury. Sama błyskawica wywołała głośny huk, który na chwilę ogłuszył będących na miejscu zdarzenia. Orkowie, których trafiło wyładowanie padli na ziemię w drgawkach z włosami sztywno postawionymi, tracąc władzę w ciele. ~ O dwa plugastwa mniej ~ pomyślał elf. Nie miał jednak czasu na rozmyślania. Kolejnymi ruchami, uplótł w swych dłoniach następny czar. Z brązowych palców wystrzeliły złote kule koloru włosów Nathaniela i popędziły w kierunku jednego z zielonoskórych oświetlających swą drogę błyszczącymi smugami światła. Ork otrzymawszy obrażenia od czystej mocy padł na ziemię nie mogąc utrzymać w swym ciele magii. Trzeba przyznać że był twardy, gdyż mimo czaru elfa czołgał się w jego kierunku.

~ Na razie nie powinien stanowić zagrożenia. Może się potem przyda, Urgh powinien potrafić wyciągnąć z niego informacje ~ powiedział sobie w myślach przybysz z Evermeet.

Walka trwała dalej. Towarzysze walczyli dzielnie. Nathaniel postanowił ich po raz kolejny wesprzeć swą magią. Zaczął szukać osobnika wyglądającego na najsilniejszego, aby go osłabić i zwiększyć szansę drużyny na zwycięstwo...
 
Alek
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 342
Rejestracja: czw kwie 15, 2004 4:23 pm

śr wrz 20, 2006 5:19 pm

Urgh

Kolejny ork padł pod ciosem potężnej broni Urgha. Jeden cios starczył, aby połamać mu klatkę piersiową a cios maczugą w ziemię z nabitym na nią przeciwnikiem dokończył sprawę. Chrupanie i trzaskanie kości przypomniały Urghowi jego przeszłość między orkami.
~Urgh ich nie znać. Na szczęście.~
Depcząc broczące krwią cielsko, barbarzyńca w amoku rzucił się na najbardziej opancerzonego wroga.
- URGH CHCIEĆ TWOJA KREW!
 
Awatar użytkownika
Tomeg
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 232
Rejestracja: ndz lip 23, 2006 12:32 pm

sob wrz 23, 2006 12:36 pm

Quarion Galanodel

~ Ale mi wartownik!~

Szuka coś w swojej sakiewce, po czym wyciąga flakonik i wypija jego zawartość. Kręci głową, otrząsa się z bólu. Wzpina się na drzewo, wypatrując jakiegoś celu dla swego łuku.
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

pn wrz 25, 2006 11:10 pm

Urgh, twoi krewniacy nie byli w walce tak skuteczni jak Ty. Mocnymi jak uderzenie kowalskiego młota ciosami powalałeś jednego za drugim. Jednak nie mogłeś się rozdwoić. Twoja uwaga była wyłącznie skupiona na walce, nie na obronie. To lekko przeważyło na ich stronę. W plecy zostałeś uderzony dwa razy, rany nie były wielkie, a zapach własnej krwi ociekającej Ci po krzyżu tylko bardziej Cię rozjuszyły. Odwróciłeś się do dwójki agresorów, jednak w tym czasie, zostałeś jeszcze raz zraniony w lewą nogę. Orkowie otoczyli Cię szybko, jednak nie zważałeś na to.

Randal, szybko zorientowałeś się w całej sytuacji. Zostaliście po prostu napadnięci przez większą grupkę orków. W pobliżu twego namiotu nie ma żadnego orka, więc bez przeszkód możesz czarować. Niepokoi Cię jednak twój zraniony znajomy. Sylvan ma wbity w udo oszczep. Należałoby mu pomóc, a przynajmniej oddzielić od niebezpiecznych orków.

Soze, Z góry nie widziałeś zbyt wielkiej różnicy pomiędzy orkami. W pewnym jednak momencie twoją uwagę przykuł ork – łucznik, który na cięciwę naciągał trzy strzały naraz. Znajdował się dość daleko, bo za „plecami” swych uzbrojonych w broń ręczną kamratów. Jeśliby jednak zabrać jakiś rozpęd i odbić się odpowiednio mocno, to może dałoby się doskoczyć do niego z drzewa. Wybór należał do Ciebie, mogłeś zaryzykować, upadkiem w centrum walki, lub zaatakować jakiś cel niedaleko Ciebie.

Nathaniel, Wszyscy orkowie, wyglądali bardzo podobnie, nie rozróżniałeś nigdzie ich herszta, którego mógłbyś osłabić. Nagle jednak poczułeś dziwne ukłucie. Spojrzałeś w dół i zobaczyłeś dwie strzały wbite w prawą nogę oraz prawy bok, tuż pod żebrem. Poczułeś dziwne ciepło, a najgorszym były zimne poty, które pojawiły się na czole. Najwyraźniej strzały były zatrute. Powoli odchodziły Cię siły…

Quarion, wspiąłeś się na drzewo jednak długo na nim nie posiedziałeś. Jeden z zabłąkanych oszczepów świsnął Ci koło ucha, co wytrąciło Cię z równowagi. Mimowolnie spadłeś z drzewa. Upadłeś na plecy jednak to nie miał być koniec twoich kłopotów. Wychyliłeś głowę w górę i ujrzałeś rozpędzonego orka biegnącego w twoją stronę. Nie miałbyś żadnych szans, gdyby nie mocne wejście Orficka. Rozpędzony krasnolud z całej siły rzucił w biegnącego napastnika swój rzucany topór. Broń utkwiła w klatce nieżywego już orka. Spojrzałeś na swego wybawiciela, który przeskoczył nad tobą i pognał w wir walki.

Sylvan, Złapałeś za oszczep wbity w nogę, jednak samotnie nie wyciągnąłbyś go nigdy. Na szczęście nie byłeś samotny. Szybko podbiegł do Ciebie Nicko, wasz znajomy kapłan. Mężczyzna szybkim ruchem dłoni wyciągnął drzewiec broni z uda. To było bardzo bolesne przeżycie, jednak czułeś jako taką ulgę. Nagle krew przestała spływać po nodze a ból ustał. Ujrzałeś tylko jak mężczyzna odsuwa się od Ciebie szykując się do walki, jego dłonie mieniły się lekką błyszczącą poświatą…

Evendur, To był moment, orkowie otoczyli Cię szybko. Padały ciosy ze wszystkich stron. Od razu było widać, że jesteś zaraz obok kapłana najważniejszy w tej grupie. Nie zdążyłeś wiele powiedzieć, gdyż ciosy były coraz bardziej męczące i silniejsze. W końcu nie miałeś siły nawet na obronę. Padłeś nieprzytomny w środku wiru walki…
 
Awatar użytkownika
Pharaun
Użytkownik zaawansowany
Użytkownik zaawansowany
Posty: 92
Rejestracja: pt lut 25, 2005 11:53 am

wt wrz 26, 2006 7:47 pm

Randal Dundragon

Zorientowawszy się w sytuacji Randal postaniawia zająć sie najpierw orkami. Wyciąga z sakiewki komponent i zaczyna splatać zaklęcie celując w środek obozu. Po chwili z jego wyciągniętej reki wylatyje mała świecąca kulka, która po chwili eksploduje między orkami. Płomienie ogarniają piątke z nich momentalnie spopielając je, osmalają również Quariona ale nic mu nie robią. Skończywszy biegnie w strone Quariona aby pomóc mu wstać.
 
Awatar użytkownika
Theodred
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 18
Rejestracja: śr sie 16, 2006 7:54 am

wt wrz 26, 2006 8:11 pm

Sylvan

Elf bez chwili wahania naprężył swój łuk i wystrzelił pierwszą strzałę, która powędrowała w sam środek gardła jednego z orków. Druga strzała, którą wystrzelił niebyła już taka celna, przeleciała tuż obok głowy jednego z pozostałych orków. Teraz czekał z wyciągniętą strzałą na następnego orka.
 
Awatar użytkownika
iron_master
Wyróżniony
Wyróżniony
Posty: 2815
Rejestracja: czw paź 20, 2005 7:56 pm

pt wrz 29, 2006 6:56 pm

Nathaniel

Nawet nie dostrzegł momentu, kiedy strzały nadleciały zupełnie znikąd w jego kierunku i mimo wszystkich jego ochron zagnieździły się w jego ciele.

- A niech to, na Corellona, nie mogę teraz zginąć! - krzyknął w myślach. Naprędce zaczął rzucać kolejne zaklęcie. Po chwili jego ciało zdawało się być zamazane, zlane z otoczeniem, aż znikło zupełnie. - Teraz sobie strzelajcie pomioty zła. - powiedział w duchu.

Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie dwa patyki zakończone grotami równie niewidzialne jak on, sterczące z elfiego ciała. Czuł jak krew przesiąka mu szatę i spływa w po nogach na ziemię. Bolało. Bardzo bolało. Powoli oddychając udał się w stronę miejsca, którego padł Evendur. Orki na szczęście go nie widziały, w przeciwnym wypadku zrobiłyby z niego poduszeczkę na igły.

Postąpił krok naprzód kiedy to się stało. Poczuł jak z miejsca rany przepływa coś co osłabiało całe jego ciało. Jego kroki stały się powolne, ciężkie, myślał że stopy ważą po kilka funtów. Nie mógł teraz paść na ziemię, choć bardzo by tego chciał. Zobaczył, że orkowie odbiegają od ich kapitana, aby zająć się resztą kompanii. Na szczęście dychał jeszcze. Powoli podszedł do niego. Nachylił się aby mu pomóc, a tymczasem...
 
Alek
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 342
Rejestracja: czw kwie 15, 2004 4:23 pm

pt wrz 29, 2006 8:12 pm

Urgh

Urgh podbiegł do jednego z orków. Tym razem trafił chyba na równego sobie twardziela, bo potężny cios nie starczył aby go powalić. Maczuga wydawała się coraz gorętsza, Urgh był w swoim żywiole. Kiedy jednak broń odbiła się od pokiereszowanego nieco cielska orka, Urgh spojrzał na nią ze zdziwieniem. Jego uderzenia kładły na ziemię niemal każdego. Czy teraz miał zginąć? Strażnik obozowiska nie spisał się zbyt dobrze, bo pozwolił takim głupim i hałaśliwym stworom się podkraść.
-UUUUeeeeeghhhh! - półork wydał z siebie bojowy okrzyk i był gotowy do dalszej bitwy. Widok godnego przeciwnika jeszcze bardziej go rozjuszył.

*
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

ndz paź 01, 2006 1:59 pm

Randal, starałeś się dobiec do leżącego na ziemi Quariona, jednak na twej drodze stanął Ci rozjuszony i z całą pewnością zdenerwowany ork. Bestia rzuciła się na ciebie atakują swym dziwnym, podwójnym toporem. Atak niestety był celny, bestia wyskoczyła jakby z nikąd i wygląda na najpotężniejszą. Zielony ryj, ma najprawdopodobniej opracowaną taktykę. Potwór uderzył Cię w oba uda swym podwójnym toporem. Zachwiałeś się, jednak dziwnym trafem udało Ci się utrzymać równowagę. Starcie z przeciwnikiem będzie bardzo trudne…

Quarion, Byłeś mężnym wojem, jednak obecne rany i poparzenia zadane przez Randala zadecydowały o twoim najbliższym losie. Z bólu straciłeś przytomność…

Sylwan, Twoje bystre oko szybko wyszukiwało najlepszego celu. Zauważyłeś, że znajomy – Randal, właśnie walczył z orkiem wyglądającym na dowodzącego. Strzał jednak nie był taki prosty, musiałbyś zrobić kilka kroków w bok, by nie trafić Randala, lecz wtedy możesz zwrócić na siebie uwagę innych orków, których już na szczęście wiele nie zostało.

Nathaniel, Obraz powoli zamazywał się. Widziałeś swych towarzyszy walczących z parszywymi orkami. Powolnym wzrokiem jakby pijanym spojrzałeś na leżącego Evendura, wokół którego ciągle toczy się walka. Anemicznie spojrzałeś na nadpalonego Quariona, który również leży nieprzytomny. Popatrzałeś na niebo, gwiazdy powoli zaczęły się zamazywać, głosy wydłużały się, jakby słuchane z innego planu. Czułeś, jak pot spływa po czole…

Urgh, Podbiegłeś do najbliższego orka, twój cios był tak silny, że przeciwnik zginął na miejscu. To, co ujrzałeś lekko Cię zdziwiło, ale tylko, dlatego, że sam jesteś po części orkiem. Nagle wszyscy zielonoskórzy rzucili się do ucieczki. Jedynym orkiem jaki pozostał na polu walki był Uzbrojony w podwójny topór herszt. Właśnie prawie powalił Randala.

Soze, Nastawiłeś się na daleki skok, zrobiłeś kilka kroków w strona samego drzewa, by zabrać większy rozpęd, jednak nagle orkowie rzucili się do ucieczki. Jakoś Cię to nie zdziwiło, mimo, że kilka waszych padło, orkowie – tchórzliwe istoty rzuciły się do ucieczki. Walczył tylko jeden, wyglądający na przywódcę…
 
Awatar użytkownika
Var Kezeel
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 140
Rejestracja: pt lis 26, 2004 11:07 pm

ndz paź 01, 2006 2:08 pm

Soze

~Tchórzliwe bestie!~

To była pierwsza myśl mężczyzny. Kolejna nie była tak optymistyczna. Coś tu śmierdziało. Pozostawili by przywódcę? A przywódca nie uciekł? Dziwna sprawa, ale skoro pierwszy cel zwiał...

Dzięki magicznemu płaszczowi Soze zwinnie zszedł z drzewa i wciąż będąc niewidzialnym, cicho jak kot pobiegł w stronę pleców orka. Tym razem nie miał zamiaru tracić czasu na dokładne szukanie słabych miejsc.
 
Awatar użytkownika
Pharaun
Użytkownik zaawansowany
Użytkownik zaawansowany
Posty: 92
Rejestracja: pt lut 25, 2005 11:53 am

ndz paź 01, 2006 5:10 pm

Randal Dundragon

Randal zostawszy zraniony wyćwiczonym ruchem wyciaga składniki czaru z sakiewki i splata zaklęcie. Gotowe zaklęcie uderza w ramie orka pokrywajac je żrącym kwasem. Przez polane przetacza sie ryk bólu zranionego orka, ale on stoii dalej z zamiarem walki.
~Takiś twardy?~
Poczym Randal oddala się o metr i przygotowuje się do walki.
*
 
Awatar użytkownika
iron_master
Wyróżniony
Wyróżniony
Posty: 2815
Rejestracja: czw paź 20, 2005 7:56 pm

pn paź 02, 2006 6:51 pm

Nathaniel

Elf leżał wśród traw niewidzialny dla reszty. Siły powoli go opuszczały, miał problemy z oddychaniem. Jego rany też nie wyglądały najlepiej. Był w sytuacji, którą delikatnie można nazwać krytyczną.

Drżącą rękę wsunął pod swoją szatę. Wiedział, że to co tam się znajduje może uratować mu życie. Po chwili wymacał to czego szukał. Pas z eliksirami, które otrzymał na Evermeet. Szybkim ruchem, w który włożył ostatki swych sił wyciągnął jedną buteleczkę z błękitnym płynem, przyżądzoną przez kapłana Corellona, odkorkował ją i błyskawicznie wlał sobie zawartość do ust. Płyn był smaczny, miał słodki smak. Poczuł jak powoli po jego ciele przebiega ciepło, które mile rozgrzewa go od środka. Rany częściowo się zasklepiły i przynajmniej przestały krwawić.

Wiedział jednak, że to za mało na orkową truciznę, która coraz silniej wyżerała jego organizm. Obejrzał się i zobaczył, że wielki ork próbuje przepołowić Randala. Gdyby tylko mógł, na pewno by mu pomógł, ale w obecnej sytuacji sam potrzebował pomocy. Miał tylko jedno wyjście.

Małą częścią swojego umysłu sprawił, że niewidzialna powłoka go otaczająca, opadła. Spojrzał na kapłana, który z nimi wyruszył i powiedział nawyraźniej jak mógł - Panie, na Twego boga, pomóż mi nim skonam tu komple... - więcej powiedzieć nie mógł, czuł że gardło mu płonie. Pozostało mu tylko czekać na łaskę kapłana Torma...
 
Awatar użytkownika
Theodred
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 18
Rejestracja: śr sie 16, 2006 7:54 am

śr paź 04, 2006 3:21 pm

Sylvan

Elf naciągnął łuk tyle sił ile tylko miał i wystrzelił wprost w tyłek orka, druga wbiła się w nogę Herszta, który ani nie drgnął. Trzecia strzała przeleciała tuż obok głowy orka.
~Kurcze a już myślałem że go mama~ Powiedział sobie pod nosem Sylvan.
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

pt paź 06, 2006 10:57 pm

Wszyscy, walka to była kwestia sekund, ork swym wielkim toporem zadał tylko jeden cios, niestety celny i bolesny. Broń zatopiła się w klatce piersiowej Randala. Ork wyszarpał broń z ciała nieszczęśnika a ten padł na ziemię w drgawkach. Ork już zamachnął się by dobić ofiarę, kiedy to topór Orricka wbił się prosto w głowę zielonego ryja. Ten upuścił swoją broń i padł na ziemię tuż obok Randala. Kapłan zręcznym ruchem dłoni rzucił flakonik z jakimś zielonkawym płynem. Kapłan wskazał dłonią bladego Nathaniela. Krasnolud jakby posłuszny przytaknął głową i zrobił kilka szybkich susów w stronę rannego. Brodacz wlał płyn do ust Nathaniela. Nicko, w tym czasie zajmował się leczeniem krytycznie rannego Randala. Mężczyzna uklęknął przy ciele rannego towarzysza wyciągnął w górę ręce i wymówił krótką modlitwę.
-O potężny Tormie, niechaj twoja łaska spłynie na tę istotę, albowiem ranny został poświęcając się słusznej sprawie.-
Nagle dłonie człowieka zaświeciły się, dotknął nimi ciała rannego a rana na klatce powoli się zasklepiła.
-Krew jest czarna jak smoła, mimo mej szybkiej interwencji musi odpocząć kilka godzin…-
Po chwili kapłan podszedł do Evendura i powtórzył czynność, jednak tym razem potomek istoty niebiańskiej zbudził się od razu magicznym leczeniu…

Nathaniel, krasnolud wlał Ci do ust napój, bardzo niesmaczny, jednak z całą pewnością skuteczny. Już po kilku chwilach czułeś, że działa a przynajmniej neutralizuje truciznę. Jednak dziwnie się czułeś wytężając wzrok… Najważniejsze, jednak że udało Ci się na czas zażyć antidotum.

Evendur, powoli nastawała jasność, a po tym znów ciemność. Czułeś już swoje ciało, czułeś ból i wiele ran w pewnym sensie to była dobra oznaka. Z początku chciałeś użyć swym nadludzkich umiejętności by się uleczyć, jednak zauważyłeś, że kapłan Torma, biega od rannego do rannego i ich leczy. W granicy twej moralności należał wybór czy uleczyć się samemu czy pomóc kapłanowi…
 
Alek
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 342
Rejestracja: czw kwie 15, 2004 4:23 pm

sob paź 07, 2006 11:56 am

Urgh

Barbarzyńca się uspokoił, usiadł na ziemi i głośno dyszał. Rany nie były dotkliwe. Odłożył maczugę, zdjął zbroję i powiedział znacznie spokojniejszym głosem:
- Czy ktoś może uleczyć rany Urgha?
Furia minęła, Urgh cieszył się, że mógł pomóc swoim przyjaciołom w odparciu ataku.
~Orki nie mieć za grosz honoru, powinny walczyć w równej walce~
 
Awatar użytkownika
iron_master
Wyróżniony
Wyróżniony
Posty: 2815
Rejestracja: czw paź 20, 2005 7:56 pm

sob paź 07, 2006 1:18 pm

Nathaniel

Napój podany przez krasnoluda był paskudny w smaku, ale pomagał. Powoli obrazy stały się ostrzejsze. Wielki ork padł martwy pod ciosem krasnoluda. Wszyscy byli co najmniej poranieni. Nathaniel również. Był szczególnie zmęczony, bo trucizna zostawiła na jego ciele swój ślad. Całe szczęście, że przynajmniej strzały jakimś cudem wypadły z jego ciała, wypchane przez magiczne mikstury. Żył i to się liczyło. Spokojnie doprowadził się do pozycji siedzącej. Potrzebował spokoju i odpoczynku, trochę leczenia też by się przydało jak każdemu. Postanowił odetchnąć. Rozłożył swój płaszcz, aby leśne poszycie go nie drażniło.

Nicko z boską pomocą zasklepiał rany drużyny. - Niech Twój bóg Ci to wynagrodzi - rzekł elf z wdzięcznością, gdy kapłan opatrywał jego rany. Wszyscy byli pokiereszowani. Jednak ktoś musiał wartować i to bynajmniej lepiej niż poprzednio, orkowie mogły wrócić w każdej chwili. Jednak to czarodziej postanowił zostawić tym, którzy się na tym znali. Sam zaczął oddychać równo i spokojnie. Musiał zregenerować się choć trochę.
 
Awatar użytkownika
Var Kezeel
Częsty bywalec
Częsty bywalec
Posty: 140
Rejestracja: pt lis 26, 2004 11:07 pm

sob paź 07, 2006 6:39 pm

Soze

Padający ork wydał z siebie stłumione jęknięcie.

Soze zaklął. Cholerstwo, znowu ofiara wyknęła mu się, wcześniej uciekając w gąszcz, teraz w objęcia kostuchy. Był niepocieszony. Ale cóż zrobić. Rozproszył zaklęcie niewidzialności i wyszedł z cienii. Zmierzył wzrokiem pole bitwy, po czym nie mówiąc nic nikomu wspiął się spowrotem na drzewo. Chociaż miałby przesiedzieć na konarze resztę nocy, będzie tam siedział. Wolał się pomęczyć, niż złożyć życie w ręce nieudaczników. Znowu wbił wzrok w ciemność i nadstawił uszu, starając się wyłapać każdy szmer...
 
Awatar użytkownika
Nefarius
Fantastyczny dyskutant
Fantastyczny dyskutant
Posty: 3957
Rejestracja: śr mar 08, 2006 6:39 pm

sob paź 14, 2006 12:42 pm

Urgh, bojowy szał, z jakiego twój lud słynął właśnie minął. Usiadłeś spokojnie na ziemi. Oddech był nierówny, czułeś ogromne zmęczenie i zakwasy w mięśniach. Bardzo chciało Ci się pić a jakby mało tego było ciągle krwawiłeś w kilku miejscach. Rany nie były śmiertelne, przeżyjesz. Chwilę później Nicko zasklepił leczącą magią krwawiące miejsca. Poczułeś się trochę silniejszy, to jednak nie do końca ten odpoczynek, który był Ci potrzebny. Musiałbyś chwilę się wyluzować na miękkim podłożu, ale to nie problem, rozgromiliście końcu przegoniliście grupę orków.

Nathaniel, odpoczywałeś chwilę, by nabrać kolejnych sił na resztę podróży. Widziałeś, że Soze wspiął się na drzewo, chyba był poirytowany warta jaką spełnili jego poprzednicy. Niby rozgromiliście zwiad orków ale jakim kosztem? Co prawda nie straciłeś zbyt wielu czarów ale rany jakie ponieśliście w walce z tak małym oddziałem orków były nie do zaakceptowania. To był tylko zwykły zwiad a tak was urządzili, to co dopiero będzie na was czekało przy samych maszynach oblężniczych, które były waszym celem? Zero organizacji, Evendur po prostu nie spisał się.

Soze,Usadowiłeś się na drzewie. Twój czujny wzrok obserwował każdy ruch w lesie, na około obozu. Z góry widziałeś lepiej, jakie to wielkie straty ponieśliście. Gdyby nie obecność Nicko to, kto wie, jak dalej by się walka potoczyła. Jeden ciężko ranny leżał nieprzytomny. Inny prawie został zadeptany przez resztę orków, źle się działo w drużynie i trzeba było ewidentnie doprowadzić do jakiś zmian.

Quarion, teraz nic Cię nie interesowało, potrzebowałeś porządnego odpoczynku i chwili wytchnienia.

Wszyscy, Orrick Rudobrody usiadł na jednym z konarów wydając z siebie głośny jęk zadowolenia. –Taaak to dobra walka była, ale coś słabiutko wam poszło. Ha! Gdyby nie mój topór wszyscy byście leżeli martwi!- Rzekł zadowolony. Przechodzący obok niego Nicko zbeształ krasnoluda wzrokiem, na co ten tylko odchrząknął i uśmiechnął się tłumiąc zmieszanie. Kapłan stanął na środku obozu i rozejrzał się. –Trzeba przeszukać ciała a następnie zamanifestować słabość orków. Być może to nie godne, lecz musimy pokazać orkom, że na tej ziemi nie spotka ich nic innego jak tylko śmierć. Musimy powiesić ciała na drzewach…-

Minęło kilka minut, wszyscy byli szczerze przekonani, że zagrożenie minęło. Orkowie uciekli i pewnie nie wrócą do póki nie odzyskają sił… Jakże bardzo się myliliście. Dosłownie kilka chwil później z krzaków dobiegły odgłosy owczych rogów. Dźwięk ten was załamał, wiedzieliście, że kolejnego takiego ataku możecie nie przetrwać…

Soze, już z daleka zauważyłeś dużą ilość ruchów w lesie, jednak nie zdążyłeś nikogo powiadomić, orkowie jakby pewni siebie sami dali o sobie znać dźwiękiem rogu. Zbliżała się kolejna walka, oby nie ostatnia dla was…

Wszyscy, kolejną, bardzo krótką chwilę później znów dopadł was grad strzał z lasu. To zdawało się być niemożliwym, by orkowie mieli jakąś taktykę. Wszystko na to wskazywało, być może nowy przywódca, który nimi dowodzi nie jest orkiem…

Evendur, nim zdążyłeś wstać jedna strzała wbiła Ci się w ramię. Ruszony emocjami wstałeś i szybko złamałeś drewnianą część wbitej strzały. Krew ociekająca z ramienia była dziwnego koloru, teraz do ciebie doszło, że to te same zatrute strzały, co wcześniej powaliły Nathaniela. Postanowiłeś nie ryzykować i nie mieszać się w wir walki, nim nie uleczysz swoich ran, jednak to już było nie możliwe, kolejne dwie strzały, które wbiły się w lewe udo i brzuch powaliły Cię na ziemię. Obraz zaczął wirować, robić się niekształtny. Głosy, jakie wydawali kompani, próbując wygonić chaos z grupy stały się jakby potrójne i nie do rozszyfrowania twoim uchem. Czułeś, że bóg Cię wzywa i to już nie na żarty… Powoli nastawała ciemność, a ból nie był taki dokuczliwy…

Sylvan, przygotowałeś się do strzału. Jedna strzał popędziła gdzieś w las, zabijając jednego orka, który wydał z siebie charakterystyczny dźwięk. Już wyciągnąłeś drugą strzałę i wycelowałeś w biegnącego zielonego ryja, kiedy z zza krzaków, jakby z nikąd pojawił się czarny jak smoła promień, który wbił się w twoją klatkę piersiową. Poczułeś ogromny ból, który powalił Cię na kolana. W agonii upuściłeś łuk. Ból jakby przeszedł po chwili, więc ostatkiem sił wstałeś na nogi i już miałeś się schylać po swój leżący na ziemi łuk, kiedy poczułeś to dziwne uczucie. Czułeś się, jakby Cię ubywało, spojrzałeś na swoje dłonie a one powoli znikały. To było okropne, jednak nieuniknione. Ból był tak straszny, że o niczym innym nie myślałeś. Chwilę później ból minął a na ziemi leżał tylko łuk i kilka plam krwi.

Nathaniel, Kolejna walk a Ty nie czułeś się do końca sprawny. Bolała Cię głowa, jakby na kacu, to jednak był efekt zatrucia, jakiego doświadczyłeś. Teraz jednak należało wstać i walczyć, najlepiej jak tylko się da. Kilka strzał wbiło się w ziemię, na szczęście żadna Cię nie trafiła… Jeszcze…

Urgh, czułeś się bardzo wyczerpany a mimo to trzeba było bez narzekania wstać i walczyć jak poprzednio…

Wszyscy, Nicko widząc chaos panujący w waszych „szeregach” krzyknął głośno –Chować się za drzewa, strzały są zatrute!- Sam natomiast stojąc na środku obozu rozpoczął inkantację. Chwilę później zauważyliście, że jesteście pod wpływem jakiegoś obszarowego czaru. Znajdowaliście się dokładnie w jego centrum.
Orrick, szybko padł na ziemię, pod konarem, na którym siedział. Kilka strzał odbiło się od jego zbroi, lecz żadna go nie ugodziła.

Orkowie byli już bardzo blisko. Wiedzieliście, że jest ich wiele i możecie nie podołać temu wyzwaniu, szczególnie, że już ponieśliście śmiertelne straty. Na waszych oczach wyparował Sylvan a Evendur - wasz przywódca właśnie padł zasypany gradem strzał. To zdarzenie złamało wasze morale. Nikt nie chciał ucieczki, jednak to byłoby najlepsze rozwiązanie, najlepsze i najrozsądniejsze. Jednak to nie był wasz koniec, miał się zdarzyć cud, który uratował wam życie. Gdy orkowie byli już blisko a walka miała być nieuniknioną zielonoskórych rozgromiła seria wybuchów. Bardzo was to zdziwiło, być może to inna grupa do zadań specjalnych przyszła wam na pomoc. Chwilę później już było cicho. Dookoła was wszędzie płonęły drzewa. Zerwał się silny wiatr, jednak bardzo dziwny ten wiatr był. Był porywisty i trwał krótką chwilę. Niedługo potem z lasu dobył się głośny ryk jakiejś bestii. Wszyscy byliście bardzo zdziwieni, gdyż niewiadomo co tak naprawdę zabiło orków. Teraz spoglądaliście na siebie szukając odpowiedzi w oczach towarzyszy… Jednak każdemu nasuwało się na myśl to samo pytanie – „co teraz?”…
 
Awatar użytkownika
iron_master
Wyróżniony
Wyróżniony
Posty: 2815
Rejestracja: czw paź 20, 2005 7:56 pm

sob paź 14, 2006 10:17 pm

Nathaniel

... co teraz? - Ta myśl szybko zrodziła się w głowie elfa. Wszystko wydarzyło się błyskawicznie, tak że ledwo pozbierał myśli, mimo swej nieprzeciętnej inteligencji. ~ Pewnie to wina trucizny ~ pomyślał.

Szybko wstał. Toksyna niedawno przestała działać, więc przyszło mu to z niemałą trudnością. Rozejrzał się. Wszyscy byli równie zdziwieni co on. Tyle, że przybysz z Evermeet był dodatkowo przerażony. Jeśli czaiła się tu jakaś bestia, trudno będzie z nią walczyć w takich warunkach. Członkowie drużyny byli poranieni, a dwóch na zawsze opuściło jej szeregi. Evendur zginął po części z własnej głupoty. Była to okrutna prawda, trzeba było lepiej pilnować obozu. Natomiast jeśli chodzi o Sylvana, Nathaniel wiedział, że padł ofiarą strasznego i potężnego zaklęcia. Zaprawdę poniósł straszną śmierć. Nagle z lasu dobiegł potworny, mrożący krew w żyłach ryk. Na Corellona cóż to mogło być?! Raczej nie inny oddział specjalny. Trzeba było działać.

Nathaniel skupił całą swą wolę aby ocenić sytuację. W końcu zawołał do reszty - Utrzymajcie pozycję i nie rozpraszać się! Jeśli to coś zaatakuje, musimy je przynajmniej przegonić! - akcent Evermeecki niemal znikł z jego chrapliwego głosu. Ciało domagało się odpoczynku, lecz na szczęście wola była silniejsza. Nie było już przywódcy, co prawda Nicko wydawał się dość charyzmatyczny, jednak na razie byli pozostawieni sami sobie. Elf już szykował się do rzucenia zaklęć ochronnych i bojowych. Kapłan Torma dobrze się spisał rzucając na nich zaklęcie odgradzające.

Pozostało im czekać. Nathaniel miał zamiar dać z siebie wszystko, choćby po to aby uratować innych. Tak nakazywała mu jego elfia natura. Nie miał jednak zamiaru poświęcać się za kogoś, choćby bardzo tego chciał. Pamiętał o misji danej mu przez królową Amlauril i zamierzał ją wypełnić. Jeśli sytuacja będzie krytyczna, miał zachowane na wszelki wypadek zaklęcie teleportacji, które przeniesie go z powrotem do Silverymoon, a przynajmniej w jego okolice. Nie wiedział co zrobi później. Miał tylko nadzieję, że to nie będzie konieczne...
 
Alek
Stały bywalec
Stały bywalec
Posty: 342
Rejestracja: czw kwie 15, 2004 4:23 pm

ndz paź 15, 2006 12:52 pm

Urgh

- Urgh być zmęczony! Urgh słaby! Dajcie chwile odpocząć!
Barbarzyńca głośno sapał. Jego chrapliwy oddech było słychać z daleka. Być może to on zwabił nowych wrogów. Po krótkotrwałym wzmocnieniu wszystkich zmysłów i mięśni, Urgh chwilowo nie nadawał się do walki. Być może za kilka chwil mógł być znów w pełni sił, ale teraz lepiej byłoby dla przyjaciół, gdyby nikt ich nie atakował. Rany, zagojone w cudowny sposób nie dawały już o sobie tak bardzo znać, ale Urgha nieco dręczyło sumienie. Choć zwykle był wyluzowany i podchodził do życia z dystansem, zamordowanie kilku orków, które mogły być jego braćmi nie dawało mu spokoju.
~Urgh zabić kilka osób... Urgh być zły... Urgh musi się ukarać. Nie może dalej mordować. Nie tego ludzie uczyli Urgh. Zabranie drobnych na "Łosia", to inna sprawa.~
-Jeżeli my znowu się gotować do bitwy, to Urgh pomoże, ale będzie musiał odejść. Urgh nie chce być zły.
W głosie barbarzyńcy dało się wyczuć nutę smutku i przygnębienia. Może to nagłe przeskoki stanu umysłu spowodowały melancholię. A może po prostu dało o sobie znać jego ludzkie dziedzictwo.
  • 1
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
  • 7
  • 31

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 14 gości