Har BravegemKrasnolud szedł obok Sigismunda, a jego napierśnik pobrzękiwał w rytm kroków. Brodacz marszczył brwi i z nieufnością zaglądał do każdego mijanego zaułka.
-
Miasto obnażone pod chmurami. Twu - splunął -
Aż dziw, że istnieje tak długo/- Har, tak się ostatnio zastanawiam i myślę, że mogę się ciebie spytać o tę kwestię, jako że jesteś krasnoludem. Jak to jest właściwie żyć w mieście pod ziemią, bez słońca, wiatru... W miejscu, które jest pod wieloma względami niczym... grób?Sigismund szedł obok Hara, ręce złożone na plecach, głowa uniesiona wysoko, jakby był właśnie bardziej obecny pośród swoich górnolotnych myśli niż w tym zwykłym mieście.
Krasnolud chrząknął i wzruszył ramionami: -
Otacza cię kamień i ciemność. Pod ziemią wszyscy się jednoczą jeżeli nie chcą ustąpić miejsca innym, którzy tylko na to czekają. Nie to co tu.Sigismund zakrzyknął nieoczekiwanie z ekscytacją.
- Tak, to jest właśnie to, czego mi brakowało! Widać było, że zaczął intensywnie myśleć, jakby szukając doboru właściwych słów i zdań, które najlepiej oddadzą jego błyskotliwą myśl.
- Nasze społeczeństwa skazane są na zagładę, gdyż są podzielone, poróżnione. Brak jest poczucia wspólnej tożsamości, zjednoczenia, o którym właśnie powiedziałeś. A cóż może być lepszym i mocniejszym doświadczeniem do budowania nowego ładu, jeśli nie wspólne doświadczenie śmierci? Tak, dokładnie tak... żyjemy w świecie, który dyskryminuje nieumarłych, gdyż nieumarłość jest kolejnym, wyższym i światlejszym stadium naszego rozwoju. Sigismund spojrzał z błyszczącymi oczami na Hara, jakby spodziewając się, że z radością i entuzjazmem przytaknie jego profetycznym tezom.
Krasnolud uniósł jedną brew: -
Jesteś szalony. Co nie zmienia faktu, że spodobałoby ci się w Felbarze. Tunele przed Runiczną Bramą do cmętarzysko, głównie głupców.Sigismund tylko zaśmiał się donośnie.
- Schlebiasz mi Harze! Szaleństwo od geniuszu oddziela jeno miara sukcesu. Przytaknął z powagą, jakby smakując mądrość i głębię wypowiedzianych właśnie słów.
- Ale cóż zatem motywuje tak zdolnego wojownika jak ty? Wnioskuję, że są to bardziej przyziemne kwestie niż wzniosłe ideały, które dla współczesnych zawsze jawią się jako szaleństwo. Ale chętnie posłucham, jeśli raczysz powiedzieć...-
Nie, nie chodzi o pieniądze, magu. Jednak nie obraziłbym się, gdyby trochę złota wpadło do mojej kiesy. Nie walczę też dla Marchii, chociaż wolałbym, żeby to pseudopaństwo, przetrwało następną ziemię. Nie walczę też dla przyjaciół, bo takowych nie mam. Dokonując selekcji, zostaje moja własna zachcianka.- Zachcianka powiadasz... a to ciekawe. Albo tego nie rozumiem, albo ta odpowiedź zdaje mi się być wymijającą, niekompletną. Można chcieć różnych rzeczy, ale nasze chcenie nadaje im zazwyczaj taki lub inny konkretny kształt. Czy twoje chcenie rzeczywiście przybrało jeno kształt tułania się i ubijania wrogów Marchii w towarzystwie zbieraniny indywiduów mianowanej oddziałem specjalnym? Nie jestem takie pewien... musi być coś jeszcze.-
Pomyślmy: co gdyby pięćdziesięcioletni morderca powiedział ci, że w rżnięciu toporem chce wreszcie odnaleźć coś więcej niż kolejny karb na rękojeści? Nazwałby go bezbrodą cipką, którego od miana idealisty dzieli choć jedno sensowne morderstwo?-
Cóż, morderstwo też można uczynić sztuką samą w sobie. Jeśli oprócz mięśni zaangażuje się w ten proces także swój umysł, wyobraźnię i zmysł artystyczny, to bez wątpienia można się wynieść na wyżyny arcyrzeźniczej maestrii. Sigismund próbował również wejść na subtelne tony ironii, ale po chwili dodał z powagą.
-Jest tylko jeden problem. Jeśli nie służysz wyższej idei, zawsze znajdzie się ktoś, kto wykorzysta cię w realizacji innej, własnej wizji świata. Dlatego ja wolę pozostawać szaleńcem.Krasnolud już otwierał usta by odpowiedzieć magowi, po czym jednak zamilkł. Przez chwilę trawił jego słowa, po czym odparł: -
Gadasz do rzeczy. Choć zdecydowanie zbyt dużo o trupach. Jak na mój gust to wyjątkowo nieskomplikowany temat - coś żyje, albo nie. Stany pośrednie to tylko magia - sztuczka. - Jak na rębajłę, też jestem pod wrażeniem, że można z tobą prowadzić dysputę. Mimo że zdecydowanie zbyt mało o trupach. Uśmiechnął się przyjaźnie, po czym dodał już poważniej.
- Bo widzisz, Harze, sprawa jest bardziej skomplikowana. Weźmy na ten przykład przysłuchującego się nam w tej chwili Hrabiego de Velazquez, aka mojego papę. nie odmówisz mu prawa do życia, a jednocześnie nie stwierdzisz jednoznacznie, że nie żyje, mimo braku pewnych pierwszorzędnych cech organizmów żywych, jak oddech, tętno i tym podobne staroświeckie wyznaczniki życia.Sigismund przyjaźnie poklepał kroczący obok szkielet po plecach.
Har powiódł wzrokiem w stronę Velazqueza: -
On jest nieumarły?- Nie używajmy proszę tego obraźliwego, nacechowanego negatywnie słowa. Nieumarły to określenie, które stygmatyzuje społecznie. Preferuję określenie - żyjący inaczej.Har zaśmiał się pod nosem: -
O w mordę, chyba muszę sobie sprawić binokulary. Dałbym sobie brodę zgolić, że po prostu jest starcem. Słyszy o czym teraz gadamy?- Oczywiście, że słyszy! Powiedz papo, że słyszysz Hrabia odbąknął pod nosem, jego głos brzmiący bardziej jak cichy świst powietrza albo rachityczny stęk starca.
- Słyszę synku, słyszę. Ale z tym stygmatem społecznym to według mnie przesadzasz... - Nie teraz tato, nie wchodź mi proszę w dyskurs, prosiłem tylko o potwierdzenie, że słyszysz. - przerwał mu Sigismund tonem lekkiej reprymendy.
Brodacz westchnął: -
Co na to paladyn? Rozmawiałeś już z nimSig ściszył głos i kontynuował
- Nie, ale nie sądzę, aby miał coś przeciw. Znam się co nieco na kultach Faerunu i dostrzegłem, że jego stosunek do spraw wiary jest dość specyficzny. Przynajmniej porównując z typowymi Sunitami. Moja hipoteza jest taka, że jego relacja z Sune jest czysto platoniczna, a gdy młodzian dojrzeje, to niechybnie zwróci się ku bardziej... rozsądnym bóstwom.-
A mnie się wydaje, że wyjdzie z tego niezła chryja. Paladyn to paladyn, jakkolwiek durnie to nie brzmi. Nie znam się na tym całym religijnym bełkocie, ale zdaje mi się, że lepiej go ostrzec.- Dziękuję za roztropną uwagę. Rozważę to i dziękuję za interesującą konwersację. Teraz niestety muszę jeszcze załatwić kilka poufnych spraw przed zmierzchem. Sigismund pożegnał się z krasnoludem i oddalił w sobie tylko znanym kierunku.
Po tym jak uzyskali złoto i podzielili je równo między siebie, krasnolud burknął w stronę Kelta:
-
Te złodzieju! Skoro już mamy zmarnować w tym mieście parę godzin, możemy pomarnować je razem. Chodźmy się czegoś napić.Kiedy impreza w podejrzanej karczmie osiągnęła swoje apogeum, brodacz wymknął się po cichu. Nie był skory do rozrób, zwłaszcza, że nie uczono go obezwładniać przeciwnika, tylko go zabijać. Godzinę przed zachodem słońca stawił się na miejscu wskazanym przez paladyna.