Har Bravegem
Informacje uzyskane od goblinów z grubsza pokrywały się z przeczuciami brodacza. Grupa była zbyt mała by w rzeczywistości zagrozić dobrze chronionej karawanie. Szybka śmierć jeńców na szczęście zakończyła próżne rozważania dotyczące moralności i pozwoliła im skupić się na drodze. Oparty o paki krasnolud drzemał, co jakiś czas otwierając szerzej powieki. Do momentu gdy rozpadało się, był w nawet niezłym nastroju, co zawsze objawiało się brakiem zainteresowania orężem. Gdy tylko niebo się rozdarło i splunęła ulewa, Har chwycił za broń. Oporządzał swą kuszę i topór, spoglądając na dumne góry Nether. Przypominały mu one Góry Miecza, choć były dalece większe i groźniejsze. Podczas dwu dni drogi niewiele odzywał się do towarzyszy, czym pewnie zaskarbił sobie ich wdzięczność. Bravegem nie należał do rozmownych osobników, ani tym bardziej szukających towarzystwa. Szczerze mówiąc można było go posądzić o wtórny autyzm, albo totalne upośledzenie na gruncie społecznym. Tak czy siak krasnolud ożywił się dostrzegając rzeczoną jaskinię.
Cóż, nie był szczególnie zdziwiony widząc, że tak dobra miejscówka okazała się zajęta. Zastanawiał się tylko, czy lepiej było natrafić na niedźwiedzia jaskiniowego czy ową trójkę rzezimieszków:
- Prywatna jaskinia, tiaa... - odezwał się z niekrytą niechęcią: - Ni nam, ni wam ochota na krótką, acz krwawą ruchawkę w tej norze. Po prostu przeczekajmy razem noc, szczędząc sobie szantaży i tego typu pierdolenia, dobra? Możemy co najwyżej podzielić się kolacją.