Sigismund von AngmarKorzystając z chwili, gdy ostatni trzej pozostali przy życiu przeciwnicy byli unieruchomieni, Sigismund wyciągnął z bagażu podręcznego długi i ciężki pakunek. Nakazał podejść Hrabiemu, oraz uklęknąć mu, po czym dotknął obydwu jego ramion potężnym dwuręcznym mieczem, którym to okazał się być po odwinięciu ów pakunek.
- Hrabio! Niniejszym mianuję cię moim pierwszym generałem w naszej wspólnej, wzniosłej walce o pełnię praw dla nieumarłych, o wolność ich słowa i sumienia, o zrównanie ich w prawach z żywymi obywatelami Krain!Hrabia powstał, pochwycił pewnie miecz w obie ręce, po czym podsumował.
- Nie jest taki ciężki jak myślałem. Tym bardziej, że jedyne równie niebezpieczne narzędzie, które kiedykolwiek trzymałem w dłoniach to był mosiężny świecznik, przy którym czytałem ci bajki, pamiętasz...?Sigismund pokrył się ledwo widocznym spod jego pudru rumieńcem.
- Hrabio... innym razem, proszę. Lepiej podejdź do naszych więźniów i ochrzcij swą nową broń we krwi wrogów naszej sprawy! To mówiąc wskazał na dwóch śpiących w kałuży smaru wojowników.Po chwili z odległości tych kilkunastu metrów dobiegło pytające wołanie Hrabiego...
- Sig, czy naprawdę muszę? Oni wyglądają całkiem słodko jak śpią... prawie jak ty, gdy byłeś mały...Sigismund wydał tylko ciężkie westchnienie.
~ Mentalna nota numer siedem - nigdy nie podróżuj z rodziną...Ale nie odpowiedział, bowiem w tej samej chwili nonszalancko przykładał naładowaną kuszę do głowy półleżącego kapłana Talosa.
- A więc jak widzicie zadarliście z przeciwnikiem bardziej groźnym i bardziej szalonym niż wasza pokraczna banda. Jeśli chcesz ocalić życie, mów co tu robiliście, komu służycie oraz co możecie nam zaoferować, aby wykupić swoje życie?W chwili, gdy zadawał to pytanie, Sigismundowi przebiegły przed oczami krótkie urywki z jego dawnego życia. Jeszcze w posiadłości szlacheckiej, zanim został zmuszony wyruszyć w świat. Kiedyś taki nie był, był inny. Mógł kimś pogardzać, okazywać złość, ale nie pomiatał tak innymi, nie lekceważył życia odbierając je z taką łatwością i taką... arogancją.
Czy to możliwe, że moc, którą władał, której pożądał i którą pragnął rozwijać tak go zmieniła? Jak daleko był gotów się posunąć w swej słusznej przecież sprawie? Nie wiedział. Ale chciał się dowiedzieć.
Położył dwa palce na mechanizmie spustowym kuszy.