Awangarda już za nami. Na prezentacji, odpowiedzieliśmy na wiele pytań i wyjaśniliśmy część wątpliwości. Najważniejsze jednak, że zjawiło się kilkanaście zainteresowanych osób, które podczas dyskusji poruszyły wiele tematów oraz zadały nam wiele pytań. Nad częścią z nich nawet się nie zastanawialiśmy. Z pewnością burza mózgów pomoże nam w dalszej pracy nad Mroźnymi Głębinami oraz pozwoli nam wzbogacić nasz setting.
Graliśmy również sesję. Zdecydowaliśmy się zagrać na mechanice, którą przygotował vonBoltzmann. Nie była jeszcze dokończona, ale wydaje mi się prostsza od tej w SW i co ważniejsze bardziej realistyczna. Nie można chodzić sobie w gradzie pocisków;). Zginąć jest naprawdę łatwo, chyba, że ma się pancerz szturmowy.
Graliśmy niemieckimi żołnierzami w składzie:
Mentat (czyli ludzki komputer), kapitan Friedrich o długim-i-niewymawialnym nazwisku;).
Urocza Upiorzyca (odmienia się?), zastępca dowódcy.
Nekropsionik wraz ze swoimi 6 zombie-zabawkami
Sierżant, nosiciel symbionta, który w założeniu miał być drużynowym "gadaczem"
Mutant, niemiecki Ubersoldat w pancerzu szturmowym (czyli moja postać)
Szeregowiec, również nosiciel symbionta, który był całkowitym przeciwieństwem ideału niemieckiego żołnierza
Generalnie polecieliśmy na Urana aby wykonać tajną misję. Wpierw targowaliśmy się z kwatermistrzem i Sierżant nam załatwił fajniejsze zabawki. W międzyczasie okazało się, że do lądownika nie dodali nam pilota
i nasz wspaniały kapitan fartem wylądował (bo oczywiście nikt nie marnował umiejętności na pilotaż). Później zostaliśmy zaatakowani przez gigantyczną małpę i jego dziesięciu niewyrośniętych kuzynów. Szeregowiec wywalił w nią serię z CKMu powalając w pierwszej rundzie bossa co wywołało śmieszną minę u MG;)
Później wyrżnęliśmy małe małpy a mój bohater osiągnął mistrzostwo we wkładaniu do głowy innym istotom topora szturmowego;). Zombie nekropsionika wyrwały się spod kontroli i nas zaatakowały ale opanowaliśmy sytuację.
Później poległ nasz Kapitan, który oberwał rakietą od Egzoszkieletu a sierżant podzielił jego los. Upiorzyca załatwiła Szkielet w następnej rundzie przegrzewając mu silnik. Oczywiście nie obyło się bez dalszej walki. Ledwie uszliśmy z życiem uciekając przed 12 rusków odzianych w szturmowe pancerze.
UberSoldat okazał się doskonałym "skradaczem" dzięki czemu zdobyliśmy jeńca, którego później udusiłem bo nic nie chciał mówić;) Zabiliśmy jeszcze kilku rusków, którzy mówili po niemiecku (albo odwrotnie bo pewności nie ma). Wzięliśmy nawet kolejnego jeńca (jego przyszłość jest wysoce niepewna jeśli kiedyś jeszcze zagramy;). Statek nam zepsuli i tak się skończył scenariusz.
Ogólnie grało mi się fajnie, nawet bardzo chociaż atmosfera nie sprzyjała "poważnemu klimatowi"
. Wymyśliliśmy nowe pozdrowienie Niemców (PFLAUME (czy jak się to pisze)) czyli śliwka po niemiecku. Pflaumowaliśmy z prawdziwą radością;). Już dawno tak się nie uśmiałem. Dużo kostkologii nie było co sprzyjało dynamicznej akcji, chociaż 6 graczy powodowała pewne zamieszanie. W pewnym momencie odniosłem wrażenie, że MG chce nas zabić, ale oczywiście mu się to nie udało:P Pozostało mu jedynie patrzeć jak wycinamy przeciwników, których przeciwko nam rzuca z wykorzystaniem zasadzek, podstępów i pułapek.
Najbardziej podobało mi się granie w szturmowym pancerzu. REWELACJA. Ciężki pancerz umożliwia wystawianie się na ogień, zasłanianie rannych towarzyszy, ratowanie ich i samą walkę oczywiście. Bardzo fajnie mi się grało i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś zagram tą postacią.