Dwie kobiety i pięcioro mężczyzn ze smutkiem musiało przyznać, że sytuacja poza miastem nie była dużo lepsza. Trakt rozmókł na dobre i ich ciężkie podróżne uty grzęzły w kleistym błocie. W tych okolicznościach podróżni z niecierpliwością wyczekiwali, kiedy znajdą się w Lesie Cieni. Ten prastary bór porastał większość Ostlandu i choć krążące opowieści o zaginionych wędrowcach, ścieżkach prowadzących donikąd i grasujących goblińskich jeźdźcach na gigantycznych pająkach przyprawiały o ciarki i to wszystko jeszcze przed wojną, po inwazji chaosu, można było tylko zgadywać, co jeszcze się tam zalęgło. Jednak tym razem gęsty las oferował ochronę przed deszczem i jako takie szanse na podróż, bez błota przelewającego się przez cholewki butów.
Podróż zgodnie z mapą miała zająć nie dłużej niż kilka dni, góra tydzień przy złej pogodzie. Dassel położona była w malowniczej dolinie w samym centrum gór środkowych. Choć sam szlak do miejscowości nie należał do najłatwiejszych i wymagał pobudowania kilku mostów nad przepaściami i rwącymi strumieniami. Jednak dzięki swojemu położeniu wioska miała swoisty mikroklimat, który chronił ją od mroźnych wiatrów, a także uchronił przed splądrowaniem podczas przemarszu głównych sił Archona.
Pierwsze trzy dni nie były takie złe, droga pomimo tego, że nieco rozmokła była wyraźnie zaznaczona, i nie było zbyt wielkich obaw o zgubienie szlaku, przy dobrej pogodzie była na tyle szeroka, że mógł nią nawet przejechać zaprzęgniety w konie wóz. Las tworzył, tak jak podróżnicy przewidywali, osłonę przed deszczem i nawet udało się wyszukać nieco suchego chrustu na opał podczas postojów.Jednak im głęiej w las najemnicy zaczynali mieć coraz większe wrażenie iż nie są tutaj sami. Wczesnym popołudniem trzeciego dnia grupa dotarła do miejsca, gdzie zgodnie z mapą powinien być most. To co zastali zmroziło im jednak krew.
Nad głęboką na przeszło 10 metrów przepaścią, która była korytem rwącej rzeki, zamiast mostu przerzucona była lina, na niej zaś powieszone za szyje wisiały trzy ciała, ubrane w zniszczone już tuniki Valmira von Raukova. Widać było na pierwszy rzut oka, że ciała nosiły oznaki walki oraz, że wisiały tutaj od jakiegoś czasu, wyjedzone oczodoły i wygryzione przez ptactwo dziury w ciele nie pozostawały ku temu zadnych wątpliwości. Teraz przy ciagłych opadach rzeka wezbrała na tyle, że stopy niebostrzyków dotykały wzburzonej brunatnej wody.Wzdłóż koryta rzeki dął silony wiatr kołyszac wisielców na wszytskie strony. Podmuchy wiatru, szum rzeki i skrzypienie liny nie były jedynymi dźwiękami w tym ponurym miejscu, jeżeli ktoś wsłuchał się w dźwięki gdzieś na pogranicy słuchu a być może jedynie w wyobraźni rozchodził się złowieszczy śmiech.
Tymczasem krasnolud o poparzonej twarzy i dopiero na nowo odrastającej brodzie, którego towarzysze znali jedynie jako Spalony, [pochylił się przy konarze jednego z drzew. Dla większości z was nie było tam nic wartego uwagi, jednak krasnolud odczytał powoli zapisane znaki sekretnym językiem zwiadowców.
- Most zerwany ruszam, w dół rzeki, dzień z drogi stąd jest bród, spróbuję przejść.
- Most zerwany, znalazłem ciało Hansa powieszone na linie, nie mam możliwości go ściągnąć, bez zwracania na siebie uwagi. Ruszam w górę rzeki, dwa dni drogi stąd przepaść zwęża się na tyle, że być może uda mi się przeskoczyć na drugi brzeg.
- Hans i Stefan nie żyją, spróbuję zawrócić i powiadomić kapitana.
Na dole dopisane szybko i niewyraźnie jakby ktoś się spieszył.
- Znaleźli mnie,Krwawy Róg... - dalej ktoś dopisał potężnymi znakami - JEŻELI TO CZYTASZ, JESTEŚ NASTĘPNY!
Przez chwilę patrzyliście po sobie, przed wami były trzy możliwości zawrócić, podążyć w górę strumienia, lub w dół, każda z nich przyniosła waszym poprzednikom śmierć. Nie mieliście jednak czasu na rozmyślania, plusk w wodzie zwrócił waszą uwagę, by po chwili zdać sobie z przerażeniem sprawę, że po ścianie urwiska z niezwykłą zwinnością wspina się zielony, ociekający wodą wysoki na 4 metry Troll.